Caroline
Rozmowa ze Stefanem była jedną z najmilszych, jaką miałam okazję przeprowadzić w tym mieście. Nie licząc zdecydowanie zazdrosnej kelnerki, która nie spuszczała nas z oczu. Może powinnam się tym zainteresować, ale staram się nie, ponieważ zwykle w takich sytuacjach włącza mi się żądza rywalizacji, co wiąże się z ogromnymi stratami moralnymi. Poza tym, żaden facet nie jest wart zaciętej walki między dwiema kobietami.No może kilku, ale nie uważam, aby był to mój przyszły pracodawca. Przynajmniej nie jest to gruby, zaśliniony, stary podrywacz, bo takich mam już po dziurki w nosie. Stefan należy do przystojnych, a poza ty jest mniej więcej w moim wieku, więc łatwo mi się z nim rozmawia. Mniej więcej, ponieważ tak naprawdę mam jakieś sto trzydzieści lat więcej, ale nikt nie musi o tym wiedzieć.
Wchodzę na werandę naszego domu, uważnie nasłuchując krzyków dochodzących z środka. Kiedy przechodziłam przez bramę wjazdową, Katherine wyjeżdżała, a na miejscu pasażera siedziała jakaś obca mi dziewczyna. Przeczuwam, że właśnie nadszedł czas pierwszej, wielkiej awantury w rodzinie McIntire. Naciskam na klamkę i cicho wślizguję się do wnętrza, aby nie zwrócić na siebie zbyt wielkiej uwagi. Kiedy więc staję w progu salonu, nikt na mnie nie zważa.
Tobias i Katniss stoją po przeciwnych stronach salonu, głośno wyrzucając sobie błędy.
- Jesteś nieodpowiedzialny, Tobias!- wrzeszczy nasza najstarsza siostra, a on ciska szklanką, którą trzymał w dłoni o podłogę. Damon nie będzie zadowolony z faktu, że jedna z jego szklanek do whisky roztrzaskała się o parkiet.
- Nieodpowiedzialny?! A za kogo ty się masz, żeby mówić mi co powinienem robić, a czego nie?!- pyta, rozzłoszczony do granic możliwości. Widzę to po żyłce pulsującej na jego czole. Gdy byłam młodsza bałam się tego widoku, bo wiedziałam, że zwiastuje najgorsze, ale teraz martwię się już mniej.
- Jestem twoją siostrą! To ja zaprosiłam cię tutaj z powrotem po to żebyśmy mogli być rodziną, a nie po to żebyś bawił się w najlepsze i psuł nam krew!
- Wam?- warczy Tobias i nagle, nie wiadomo z jakiego powodu, zauważa moją obecność.- Psuję wam krew, Caroline?- pyta, a ja uchylam usta nie wiedząc co powinnam odpowiedzieć. Nie mam bladego pojęcia o czym jest mowa i po czyjej stronie powinnam się opisać, więc unoszę dłonie na znak, że umywam je od tej sprawy.- No jasne- warczy mój młodszy brat.- Znakomicie, może więc powinienem wrócić tam, skąd przyjechałem, co?!- pyta, a Katniss prycha, jakby była pewna w stu procentach, że Tobias nie spełni swojej groźby. Ja nie jestem aż tak pewna. Po jego zachowaniu mogę wywnioskować, że to poważna sprawa, więc może zdecydować się wyjechać, a to ostatnia rzecz jakiej chcę.
- Chwila, chwila- odzywam się, odkładając torebkę na fotel i podchodząc do niego.- Nigdzie nie wracasz, a ty się uspokój- oświadczam wskazując kolejno jego, a potem Katniss.- I może wyjaśnicie mi o co chodzi?
- O to, że Katniss ma się za naszą matkę- burczy Tobias.
- Nie! Chodzi o to, że Tobias jest skrajnie nieodpowiedzialny i ma w nosie nasz los! Nadstawiam karku, zawieram umowy w imieniu naszej rodziny i obiecuję, że nie ruszymy żadnego człowieka, a co on robi? Umawia się z jakąś szczeniarą i przyprowadza ją do naszego domu!- Patrzę na Tobiasa, poważnie zszokowana. Nie szokuje mnie to, że umówił się ze śmiertelniczką, ale że w ogóle umówił się z kimkolwiek i to w tak szybkim tempie.
- Wcale się z nią nie umawiam- oznajmia, wytykając mnie palcem, bo najwyraźniej zauważył moje zainteresowanie tym faktem. Wzdycham, unoszę wzrok ku górze i odwracam się do mojej siostry, gotowa aby się z nią zmierzyć.
- Powinnaś trochę odpuścić- mówię cicho i niepewnie, bo nie mam pojęcia czego powinnam się po niej spodziewać. Mam nadzieję, że Tobias pomoże mi, kiedy Katniss rzuci się na mnie z kłami.- Wiem, że to głupie umawiać się z śmiertelniczką, ale przecież każdy z nas odpowiada za siebie. Czy Tobias ją skrzywdził?
- Oczywiście, że nie- odzywa się głos za moimi plecami.
- O co więc ta awantura?- pytam, unosząc dłonie. Chcę jak najszybciej załagodzić sytuację, bo wiem jak kończą się kłótnie w naszej rodzinie. Zwykle leje się krew i potok nieprzemyślanych obelg, które potem wiszą nad nami jak wieloletnie piętno.- Poza tym, czy kłócicie się o dziewczynę, która wyjechała stąd z Katherine?- pytam, a Katniss wzrusza delikatnie ramionami, jakby ten fakt był oczywisty.- A więc czy nie powinniśmy martwić się tym, co dzieje się z nią w tej chwili, zamiast wyrzucać sobie nawzajem błędy?- pytam, a zarówno Katniss, jak i Tobias poważnieją. W szale, w jaki oboje wpadli, nie zauważyli, że dali Katherine przyzwolenie na zabranie tej nastolatki gdziekolwiek zechce. Zapewne obiecała, że odwiezie ją do domu, ale dam sobie rękę uciąć, że pojechała w całkowicie odwrotnym kierunku. Nawet jeżeli jej nie skrzywdzi, to na pewno zechce się nią pobawić, co nie może oznaczać niczego dobrego dla znajomej Tobiasa.
Katherine
Uważnie obserwuję drogę przez przednią szybę, palcami stukając w kierownicę. Uwielbiam ten wóz i chociaż jest on Tobiasa, chyba go sobie przywłaszczę. Jeszcze nigdy, niczym nie jechało mi się tak lekko. Co jakiś czas zerkam w stronę miejsca dla pasażera, aby upewnić się, że głowa Beatrice nie wybuchła z nadmiaru złych myśli.
Potrafię odczytywać czyjeś myśli od kilkudziesięciu lat. Oczywiście, ukazywało się to u mnie zaraz po przemianie, ale w tamtych czasach był to tak daleki temat, że uważałam się bardziej za szurniętą, niż obdarzoną jakimś nadludzkim darem. Wampirze umiejętności, czyli szybkość, siła, spryt, zdolność szybszego analizowania i wyciągania wniosków, a przede wszystkim dar wymazywania czyjejś pamięci krótkotrwałej, to często nie jedyne umiejętności jakie posiadamy. Często występują też inne talenty, jak mój, dzięki którym mogę z łatwością dowiedzieć się co dana osoba myśli.
Początkowo działo się to bezwiednie, nie mogłam tego kontrolować, nie potrafiłam wyperswadować jakie myśli należą do danej osoby, ani czego dokładniej dotyczą. Był to po prostu potok słów, zdań, opinii, często obelg, które brały się znikąd i tak szybko jak się pojawiały, tak szybko znikały. Z czasem jednak nauczyłam się nad nimi panować, grupować je, a nawet się na nie wyłączać.
Wyobraźcie sobie młodą dziewczynę, która słyszy wszystkie, nawet najbardziej błahe myśli ludzi dookoła siebie, jednocześnie będąc osobą towarzyską, spędzającą czas w tłumie znajomych. Ich głupie, płytkie, bezpodstawne myśli doprowadzały mnie do białej gorączki, więc nauczenie się panowania nad nimi było moim priorytetem. W kilka miesięcy opanowałam tę umiejętność i moje wampirze życie stało się łatwiejsze. Tylko czasami, kiedy jestem osłabiona, albo zła powraca niezdolność do panowania nad tą umiejętnością i znów zaczynam czuć się jak obłąkana.
Teraz, kiedy Katniss niemalże wyrzuciła Beatrice z domu, nastolatka jest tak poddenerwowana, że obelgi i rozmyślania na temat naszej rodziny niemal rozsadzają jej, a zarówno moją głowę. Mimo wszystko wysłuchuję ich ze spokojem, ponieważ nie mam innego wyjścia. Nie karmiłam się od dwóch dni i nie wpływa to źle na mój stan fizyczny, ale na psychiczny owszem. Odczuwam palące pragnienie, które wzrasta z każdą godziną i jeśli nie pożywię się w najbliższym czasie, odbije się to na całej mojej rodzinie. Jak zawsze.
- Wszystko gra?- pytam, ponieważ nie mogę powiedzieć Beatrice, żeby przestała tak okropnie wściekać się na Tobiasa, bo przecież nie powiedziała tego na głos.
- Jasne- prycha, jak na zbuntowaną nastolatkę przystało, a ja wywracam teatralnie oczami. Nagle jej myśli zmieniają tor i schodzą na moją osobę. Zastanawia się kim jestem naprawdę, dlaczego jestem dla niej taka miła, aż nagle uświadamia sobie, że nie wiozę jej do domu.- Gdzie my tak właściwie jedziemy?- pyta, a ja posyłam jej krótkie spojrzenie, nie dając po sobie poznać, że mam jakiekolwiek złe zamiary w związku z jej osobą.
- Pomyślałam, że zechcesz się odstresować- wyjaśniam, wzruszając ramionami. Właściwie to nie chcę zrobić jej nic okropnego, chcę po prostu ukoić pragnienie, aby zniwelować potencjalne skutki mojego szału głodowego.
- Więc?- ponagla mnie.
- Więc pokażę ci jedno miejsce, gdzie zwykłam bywać, kiedy tracę nad sobą kontrolę.
- Wcale nie jestem zła- mówi, jednocześnie splatając ramiona na klatce piersiowej, jak obrażone dziecko.
- A powinnaś- mówię, lekko się przy tym uśmiechając.- W końcu nie codziennie wyrzuca się nas z domu potencjalnego kandydata na chłopaka- oświadczam, a ona patrzy na mnie unosząc wysoko brwi.- Och, no dalej- mówię, poszerzając uśmiech.- Widziałam jak się spinasz, kiedy tylko Tobias pojawia się obok- wyjaśniam, a ona odwraca wzrok, chyba po to aby ukryć swoje zakłopotanie.
- Znam go jeden dzień- mówi, wciąż nie zmieniając pozycji.- Przyszłam, bo chciałam urwać się z domu. Moja matka przyprowadza dzisiaj nowego gacha- tłumaczy mi, a gdzieś głęboko w środku mnie odzywa się cichy głosik, że być może ją rozumiem, a nawet jej wierzę. Doskonale wiem jak to jest nie mieć dobrych kontaktów z rodziną, nieważne czy jest to zapracowana matka, czy zniechęcone rodzeństwo.- O co w ogóle ta awantura? Jeśli jakoś was uraziłam, tym, że skorzystałam z kuchni, to przepraszam- oznajmia nagle, a ja zaczynam się cicho śmiać.
- Katniss jest naszą najstarszą siostrą- mówię, chcąc ją uspokoić.- Ma się za naszą matkę- dodaję, a ona milknie, uważnie mnie obserwując. Zastanawia się jak zareaguję, kiedy zapyta o naszych rodziców. Sama przez moment o tym myślę i dochodzę do wniosku, że temat ten przestał mnie boleć już całe lata temu, więc równie dobrze mogłabym opowiedzieć jej ze szczegółami, jak moi rodzice płonęli na stosie, na naszych oczach. Nie zrobię tego, oczywiście. Jeśli zapyta, to sprzedam jej bajeczkę o tym, że rodzice zginęli w tragicznym wypadku wiele lat temu i wszyscy już to przeboleliśmy, ucząc się żyć bez nich i ruszyliśmy naprzód. Tak też robię.
Kiedy dojeżdżamy na skraj miasta i zatrzymuję wóz Beatrice cała się spina. Słyszę jak jej serce nieznacznie przyspiesza bicia, a dłonie wyciera o materiał spodni. Denerwuje się, ale jest to normalna reakcja na tego typu sytuacje.
- Chodź, przejdziemy się-mówię, posyłając jej zachęcający uśmiech. Wysiadam z wozu, czekam aż zrobi to samo i zamykam go, rozglądając się dookoła nas. Droga jest pusta, nikogo nie ciągnie do Bornoldswick, ani żaden z mieszkańców nie pali się do wyjazdu- czyli wszystko bez zmian.
Idziemy polną drogą, pomiędzy wysokimi, wiekowymi drzewami w kompletnej ciszy. Z każdym pokonanym metrem serce nastolatki uspokaja się, a także jej myśli robią się wolniejsze, spokojniejsze i mniej brutalne. Zaczyna się relaksować. Docieramy do miejsca, w którym dawniej znajdowała się jedynie polana, ale teraz stoją tutaj dwie drewniane ławki, a z gałęzi największego drzewa zwisa huśtawka na grubej linie. Beatrice wydaje się być zaskoczona istnieniem tego miejsca, a ja jestem zadowolona, że udało mi się pokazać jej coś, czego nie widziała wcześniej.
- Nigdy tutaj nie byłam- mówi, rozglądając się dookoła.
- To dziwne, myślałam, że jesteś tym typem nastolatki, która bywa wszędzie- mówię, przysiadając na skraju ławeczki, a ona zerka na mnie podejrzliwie.
- Na taką wyglądam?- pyta, mrużąc oczy.
- Nie miałam na myśli nic złego- śmieję się.- Chodzi o to, że wyglądasz na rozrywkową dziewczynę.
- Tutaj nie organizuje się imprez, a przynajmniej nie tych, na które chodzę- tłumaczy, a ja wdycham świeże, leśne powietrze przez nos i czuję się tak jakby ktoś przetaczał mi pokruszone szkło. Nagle woń krwi Beatrice staje się silniejsza i na moment tracę ostrość widzenia.- Skąd znasz to miejsce? Myślałam, że mieszkacie tutaj od niedawna- zauważa i kiedy odwraca się w moją stronę, stoję z nią oko, w oko. Tak blisko, że gdyby zrobiła krok, mogłaby wybić mi zęby swoją głową. Próbuje się odsunąć, ale łapię ją za ramiona, nie przejmując się przerażeniem wymalowanym na jej twarzy.
- Nie krzycz- rozkazuję i obserwuję jak jej źrenice nieco się powiększają, a kiedy wracają do swojego pierwotnego kształtu odchylam jej głowę w bok i wbijam uwierające mnie kły w jej tętnicę. Jej skóra jest delikatna, nakremowana i wyperfumowana, ale nie przeszkadza mi to. Czuję ciepłą ciecz ściekającą po mojej brodzie i wzdycham z utęsknieniem. Kiedy moje ciało się rozluźnia, a żyły przestają palić odrywam się od przerażonej Beatrice, oblizując wargi. Tak bardzo tego potrzebowałam, że uczucie spełnienia omal nie zwala mnie z nóg. Ostatkami sił nakazuję Beatrice o tym zapomnieć i ocieram jej szyję rękawem, po czym zakrywam ślady po ugryzieniu bandamką, którą miała zawiniętą wokół dłoni.
W ten sposób obie zadowolone, ja najedzona, a ona odprężona wracamy do wozu i odwożę ją do domu, ignorując nieustannie dzwoniący telefon, leżący na tylnej kanapie. Beatrice nawet chce odebrać, ale jej zabraniam. Nikt nie może wiedzieć o naszej małej wycieczce, ponieważ kiedy się dowiedzą, rozpoczną dochodzenie, czego nie chcę.
- Na pewno wszystko okej?- pytam, kiedy zatrzymuję się pod wskazanym przez Beatrice adresem. Na werandzie siedzi dwójka ludzki, kobieta i mężczyzna, pijąc kawę i wesoło gawędząc.
- Tak, dzięki za pokazanie mi tego miejsca- odpowiada, chociaż nie wygląda na zadowoloną.
- To będzie nasza słodka tajemnica- upominam ją, a ona blado się do mnie uśmiecha. W głowie kołacze jej się imię mojego brata. Odpina pas i wysiada, ale zanim zamknie drzwi nachyla się i na mnie spogląda.
- Powiedz Tobiasowi, żeby nie dzwonił- prosi mnie, a ja udaję zmartwioną. Właściwie to dobrze się składa. Im mniej kontaktu Beatrice będzie miała z moją rodziną, tym dłużej będę mogła jej używać do zaspokajania głodu. Taki układ mi odpowiada.
Damon
Sam fakt, że czarownica prowadzi mój wóz doprowadza mnie do szału, a fakt, że jest to stuprocentowa kobieta, nie mająca bladego pojęcia o płynnym włączaniu się do ruchu doprowadza mnie już do szewskiej pasji. Tak, być może alkohol zaćmił mój rozsądek, bo tylko szaleniec pozwoliłby prowadzić swój wóz komuś tak niedoświadczonemu. Pomyślicie, że jestem szowinistą? Nic bardziej mylnego. Nie ma na świecie silniejszej rasy, od rasy kobiet, ale nawet najsilniejsi mają słabe strony. Słabym punktem Bonnie, bo tak ma na imię owa nastolatka, co zdążyłem wywnioskować przeglądając jej typowo nastoletni telefon komórkowy, jest brak umiejętności dobrej jazdy. Być może nikt z nią tego nie ćwiczył, albo sama bała się to robić, choć powinna. W przeciwnym wypadku istnieje większe prawdopodobieństwo, że ona potrąci kogoś na trzeźwo, niż ja po wypiciu całej beczki whisky. Zaciskam mocno powieki, słysząc i czując, jak po raz drugi zahacza lewym kołem o krawężnik i odbija się od niego, udając, że nic się nie stało.
- Jeszcze raz, przypomnij mi, dlaczego prowadzisz mój samochód?- pytam, nie kryjąc kpiny i zdenerwowania.
- Cóż... ponieważ jestem odpowiedzialną obywatelką Bornoldswick, która nie pozwoliła prowadzić ci pod wpływem alkoholu- oznajmia, a ja wywracam teatralnie oczami.
- Właśnie taką bajeczkę sprzedasz policji, kiedy zatrzymają nas za nieudolną jazdę?- pytam z sarkazmem w głosie, a ona piorunuje mnie wzrokiem.
- To tylko samochód, dlaczego tak bardzo ci na nim zależy?- pyta, jednocześnie przyznając się, że jest słabym kierowcą. Odkładam jej telefon komórkowy, w którym oprócz miliarda zdjęć z przyjaciółmi i wiadomości od nich nie ma nic ciekawego i wzdycham.- No, słucham?- ponagla mnie, a ja wzruszam ramionami.
- To klasyk- odpowiadam, jakby to było logiczne. Bo jest, ale nie dla niej. Dla żadnej kobiety, no może z wyjątkiem tej, od której go dostałem.- A poza tym to prezent- mamroczę, niezbyt chętnie. Chociaż wóz służy mi już naprawdę długo i jest on jednym z najlepszych prezentów jakie kiedykolwiek dostałem, to nie lubię opowiadać o osobie, która mi go podarowała i okolicznościach. Nie lubię, ponieważ nie należę do wylewnych, a wszystko co było, staram się zostawić za sobą i tego nie rozpamiętywać.
- Ktoś wydał na ten wóz fortunę- dziwi się Bonnie, jakby fakt, że dostałem drogi prezent był jakąś kpiną.
- Jeżeli w ogóle za niego zapłaciła- szepczę, ale chyba jednak zbyt głośno, bo nastolatka od razu się ożywia i uśmiecha jak wariatka.
- Ona? A więc to prezent od jakiejś kobiety? Od twojej kobiety?- dopytuje się, jakby przeprowadzała wywiad środowiskowy z samotnym ojcem. Co ją może interesować od kogo i co dostałem? Skoro ciekawość to pierwszy stopień do piekła, młoda Bonnie zostanie pochłonięta w czeluście bez możliwości odkupienia swoich win.- To jakiś drastyczny temat? No dalej, mów!
- Dlaczego miałbym ci o tym mówić?- pytam, nie ukrywając znudzenia. Bonnie to typowa nastolatka, wręcz podręcznikowa, co sprawia, że zbiera mi się na wymioty. Nie przepadam za tego typu towarzystwem, a poza tym staję się coraz bardziej głodny, co nie zwiastuje niczego dobrego. Muszę jak najszybciej pozbyć się tej dziewczyny z mojego wozu.
- Okej, przepraszam, już o nic nie pytam- mówi, unosząc dłonie na znak poddania się.
- Trzymaj ręce na kierownicy- upominam ją, a ona nieudolnie zmienia bieg, wbijając kołek w moje zakrwawione już serce. Patrzę na nią długi czas. Ma przyjazne, delikatne rysy twarzy, w przeciwieństwie do czarownic, które zdołałem poznać do tej pory. Włosy opadają na jej ramiona ciemnymi falami, a palce stukają w kierownicę mojego wozu, jakby pomimo stresującej jazdy, była całkowicie rozluźniona. Coś w niej sprawia, że wierzę, że mogę jej opowiedzieć o tym od kogo dostałem ten wóz, a ona zrozumie moje podejście do niego i w pełni je zaakceptuje.- Dostałem go od mojej siostry bliźniaczki- mówię, a dziewczyna zerka na mnie, delikatnie się uśmiechając i zachęcając mnie do kontynuowania.- Ma na imię Katherine i nie należy do najmilszych. Jest typem fajtera- mamroczę, podpierając głowę na łokciu.- Jest niegrzeczna, arogancka, opryskliwa i nikt nie ma prawa o niej decydować...
- Czyli jesteście podobni- przerywa mi dziewczyna, ale widząc moje spojrzenie znowu milknie.
- Sprawia wrażenie godnej zaufania, ale... za każdym razem kiedy jej uwierzę, ona upewnia mnie w tym, że nie powinienem tego robić. Znam to, rzeczywiście jesteśmy podobni, ale ja od zawsze mam więcej empatii. Ona nigdy za nic nie przeprosiła, nigdy nikomu nie odpuściła, nigdy nie pokazała żadnej słabości. Jest twarda, a co za tym idzie ciężko z nią wytrzymać...
- I kupiła ci naprawdę drogi wóz- świergocze, najwyraźniej poruszona moją opowieścią czarownica.- Może jednak nie jest taka zła, co?
- Zanim podziękujesz Katherine za coś, co ci dała, powinnaś dowiedzieć się, czego dokonała, aby to zdobyć- oświadczam, a Bonnie poważnieje. Nie muszę mówić nic więcej, bo wiem, że doskonale mnie rozumie. Na pewno rozumie, że pomimo tego, że wóz jest prezentem od mojej siostry, wcale nie jest dowodem jej dozgonnej miłości, a raczej jej potęgi. Wszystko co Katherine zdobyła jest efektem jej władczości i umiejętności przekonywania innych do oddania jej całego swojego życia. To manipulantka, która zrobi wszystko, aby przetrwać. Tak, jak ja. Oboje jesteśmy fajterami.
- Ale wóz jest dla ciebie ważny- mówi nagle Bonnie, jakby czegoś nie rozumiała.- Dlaczego, skoro wiąże się z tak przykrymi doświadczeniami?- pyta, a ja blado się uśmiecham.
- Bo to jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek od kogoś dostałem- wyjawiam, bez owijania w bawełnę.- Jedynym prezentem w całym moim życiu jest ten klasyk, mój odwieczny towarzysz, któremu nie może się nic stać. Więc zdejmij nogę z gazu, zmień bieg i patrz na drogę, bo nie stać cię na kupno takiego samego- warczę, a dziewczyna spina się cała i determinuje do poprawienia swojego stylu jazdy.
- Tak naprawdę kochasz ten wóz, bo jest od twojej siostry, a nie dlatego, że jest jedyny- mówi, ale nie odpowiadam. Nie chcę odpowiadać. Bonnie może mieć rację, a to mnie przeraża, więc szybko zapominam o jej stwierdzeniu i skupiam się na wzrastającym pragnieniu, palącym mój przełyk.
Katniss
Pomimo tego, że moje rodzeństwo ma mnie za starą, marudną, staromodną i rygorystyczną jędzę, ja wciąż staram się utrzymać ich blisko siebie. Z kimkolwiek nie rozmawiałabym na ten temat, ten dziwi się, że ciągle kręcę się obok Katherine, aby sprawdzać czy nie rani niewinnych ludzi, albo obok Tobiasa, upewniając się, że radzi sobie z żądzą krwi. Cóż, taka już jestem, opiekuńcza, być może za bardzo, ale nie ma sposobu aby to zmienić. W dzień, w którym zginęli nasi rodzice, a właściwie odbyła się ich publiczna egzekucja, poczułam, że już nic nie będzie takie samo. I nie mówię tutaj o latach odczuwanej pustki w sercu, tęsknoty i żalu, ale o stosunkach pomiędzy nami, rodzeństwem McIntire. Być może od samego początku nie były one najlepsze i często robiliśmy sobie na złość, ale istniały od tego ustępstwa. Każdej Wigilii siadaliśmy przy jednym stole, odmawialiśmy modlitwę, niezależnie od tego ilu z nas naprawdę wierzyło w Boga i zaczynaliśmy pełen śmiechu i anegdotek posiłek, który zapisywał się w naszej pamięci na cały następny rok. Nigdy nie robiliśmy sobie prezentów, ale nie z powodu braków pieniężnych, ale dlatego, że najcudowniejszym prezentem, było zapomnienie o wszystkich dotychczasowych utarczkach i konfliktach, na jeden, cudowny dzień, pełen rodzinnej euforii. Może wydać się to błahe, żenujące, ale tak było i do tej pory wspominam te dni, jako najcudowniejsze w całym moim życiu. Ja, jako najstarsza siostra miałam obowiązek trzymać w ryzach młodsze dzieciaki, aby pomagały mamie i gosposi w kuchni, aby sprzątały, odpowiednio się ubrały i dobrały ładne ozdoby. Czułam się wtedy ważna, jakby beze mnie całe show mogło się nie udać.
Teraz, z perspektywy czasu wiem, że było to tylko złudzenie. Jeden złudny dzień szczęścia, po którym następowało piekło. Zwykliśmy wstawać o różnych porach, rezygnować ze wspólnych posiłków, uczyć się różnych języków, zachowywać się według różnych kanonów dobrego wychowania i myśleć w całkowicie odmienny sposób. Zwykliśmy donosić na siebie, robić sobie na złość i zadawać syzyfowe prace, byleby napawać się widokiem siebie nawzajem, ciężko pracujących. Zwykliśmy być aroganccy i zepsuci, nawet trzymając się kurczowo etykiety i myśli co powiedzą na to rodzice? W ten oto sposób każde z nas, po walce z Radą Miasta, odeszło w inną stronę. Obserwując wszystko z boku, jako gość w mieście, w którym Caroline się osiedliła, albo w pubie, w którym Damon zwykł bywać, doszłam do wniosku, że mogło być inaczej. Mogliśmy się wspierać, być dla siebie życzliwi i pomocni, zżyć się razem i zostać w mieście, aby zadbać o silną więź rodzinną. Niestety obraliśmy inną drogę i wiem, jestem przekonana, że jedynym sposobem aby to naprawić, jest puszczenie w niepamięć dotychczasowych występków i podarowanie sobie czystych kart.
Trudno jest jednak zapomnieć o trudnościach Tobiasa z kontrolowaniem pragnienia, albo manipulacjach Katherine, która zawsze dostaje to, co chce. Tylko raz, w całym naszym życiu, widziałam jak ktoś zabiera coś od niej, a nie jej daje. Wspomnienie to pielęgnuję, ale staram się nie rozpamiętywać, ponieważ napawa mnie ono obrzydzeniem. W każdej innej chwili moja młodsza siostra miała to, o czym marzyła. W przeciwieństwie do mnie, ja zawsze musiałam walczyć.
Koniec z walką, zazdrością i powrotami do przeszłości. Czas zaufać intuicji i pozwolić sercu poprowadzić mnie przez życie. Dokąd mnie powiedzie? Oby do miejsca, w którym moja rodzina odnajdzie upragniony spokój.
Póki co zajmę się miastem, które od dziś jest nasze. I nikt nam go już nigdy nie odbierze.
Tobias
Siedzę na schodach, na werandzie naszego domu i uważnie obserwuję czubki swoich butów. Mój wóz zaparkował na podjeździe dokładnie pół minuty temu, a moja siostra właśnie stąpa w moją stronę. Dzwoniłem do niej przez ostatnią godzinę jakiś milion razy, ale nie raczyła nawet wyłączyć telefonu. Ignorowała mnie, co wcale mnie nie dziwi. Przecież to Katherine, wszyscy dobrze ją znamy. Podnoszę głowę i widzę jej umęczony wzrok. Próbuje coś przede mną ukryć.
- Gdzie Beatrice?- pytam, zmęczony do granic możliwości. Awantura z Katniss i nieustanne wydzwanianie do Katherine zmęczyły mnie bardziej niż kilku kilometrowy maraton.
- W domu- odpowiada Kath, splatając ramiona na klatce piersiowej.
- Gdzie byłaś tak długo?- pytam, a ona łobuzersko się do mnie uśmiecha. Mam ochotę po raz kolejny zacisnąć dłonie na jej szyi, ale tym razem mógłbym nie powstrzymać się w porę.
- Na grzybach- kpi sobie ze mnie i wymija mnie, delikatnie stawiając krok za krokiem, w tych swoich wysokich butach. Zrywam się z miejsca, zachodzę jej drogę i łapię ją za przedramię, patrząc na nią z góry. Zawsze byłem od niej wyższy, co dodawało mi nieco pewności siebie.
- Jeżeli choćby włos spadł z jej głowy, to...
- Zabrałam ją na spacer, aby mogła się wygadać. Jej głowa była pełna obelg i zarzutów skierowanych w twoją stronę- mamrocze, wyswobadzając rękę z mojego uścisku.- Jak to było? Ach, tak. Jak on mógł tak po prostu pozwolić jej wywalić mnie z domu? Czy on naprawdę jest aż tak posłuszny swojej siostrze? Najchętniej wyrwałabym te jej...
- Wystarczy- przerywam, nie chcąc dłużej słuchać jak cytuje wściekłą Tris. Może nie znam tej dziewczyny dobrze, ale wiem już, jak bardzo potrafi się wściec. Patrzę na Katherine, nie do końca wiedząc co powinienem powiedzieć, kiedy na ratunek przyjeżdża mi Damon. Jego wóz parkuje obok mojego, ale o dziwo nie on siedzi za kierownicą. Oboje z Katherine obserwujemy jak ciemnoskóra nastolatka wysiada i kłócąc się z naszym bratem, wytyka go palcem.
- Przestań się zachowywać jak dupek- warczy, a on zaczyna się śmiać i obchodząc samochód, wyrywa kluczyki w jej dłoni.
- Będę się zachowywał jak chcę- oświadcza, a dziewczyna prycha z pogardą wymalowaną na twarzy.
- Jesteś kretynem- oznajmia, a Damon wcale nie wygląda na przejętego jej słowami.
- Za to ty jesteś najgorszym kierowcą w Wielkiej Brytanii. Ba, jesteś najgorszym kierowcą na świecie!
- Przynajmniej nie bywam pijana przed południem- szepcze, mrużąc oczy, a on odstępuje od niej na krok i prostuje się dumnie, aby pokazać jej swoją przewagę. Chce mi się śmiać, a Katherine już dawno zaczęła chichotać jak szalona. Zapewne gdzieś przy stwierdzeniu jesteś dupkiem. Nastolatka uderza Damona dłonią w ramię i wymijając go rusza wściekłym krokiem w stronę drogi. Nasz brat nie spuszcza jej z oczu, dopóki nie opuszcza naszej posesji, aż w końcu warczy wściekły i uważnie przygląda się swoim kołom. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, mam dziwne wrażenie, że chyba mamy jednak ze sobą coś wspólnego.
- Beatrice kazała ci przekazać, żebyś nie dzwonił- mówi Katherine, zanim znika za drzwiami domu, a ja cicho wzdycham.
Tak, ja i Damon mamy coś wspólnego- oboje jesteśmy znienawidzeni przez miejscowe nastolatki.
Hejo kochana! :3
OdpowiedzUsuńHeh. Czasami mam wrażenie, że Katniss przesadza. No ja rozumiem, że się martwi, ale... No Tobias jeszcze nic nie zrobił Tris, więc po co ją wyrzuciła? Przecież była w domu...
A sądziłam, że Kat jednak się powstrzyma i nie ugryzie Tris xD A jak już to zrobiła, to miałam wrażenie, że ją zabije. Na szczęście wymazała jej pamięć, jeśli chodzi o tą sytuację xD
Haha! Bonnie jest wspaniała! Już ją polubiłam! :D :D :D
Nie dziwię się, że Damon tak bardzo ubóstwia swoje autko. W końcu to dla niego bardzo cenna rzecz ;)
Scenka na koniec mega xD
Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
Maggie
Zawsze tu jesteś, podziwiam Cię, że wciąż chce Ci się to czytać!
UsuńI dziękuję, oczywiście ;*
Zapraszam do nas, na nowy rozdział! :)
OdpowiedzUsuńhttp://californiassounds.blogspot.com/2015/10/rozdzia-viii.html
Zgadzam się z Maggie Katniss przesadza w sumie nic się nie stało ;)
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że ktoś ugryzie Tris :D
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/