niedziela, 15 listopada 2015

No women no...life

Why are you looking down all the wrong roads?
When mine is the heart and the salt of the soul
There may be lovers who hold out their hands
But They’ll never love you like I can...
He'll never love you like I can...
~~Sam Smith " Like I Can " 

Dzisiejszy post pisany będzie naprzemiennie z perspektywy dwójki bohaterów, bliźniąt, Damona i Katherine. 

Katherine
    - Przyjechaliśmy tutaj prosić o pomoc faceta, któremu zabiłaś matkę?!- warczy na mnie Damon, uderzając pięścią w blat stołu. Oczy wszystkich zebranych zwracają się ku nam, a ja uśmiecham się słodko do mojego brata, z ledwością powstrzymując się od skręcenia mu karku. Powtarza tę głupią kwestię odkąd Breth wyjawił, że to nie on jest moim byłym narzeczonym, a jego starszy brat i że rozstaliśmy się w wyjątkowo niewygodnych okolicznościach. Mógł to zatrzymać dla siebie, ale niszczenie mojego życia to jego specjalność, więc oczywiście tego nie zrobił.
- Przyjechaliśmy tutaj prosić o pomoc Bretha, nie Elijah- mówię, patrząc na siedzącego naprzeciwko mężczyznę.
- Wybacz, mam już plany- odpowiada, łobuzersko się d mnie uśmiechając. Gdybyśmy nie znajdowali się w barze, między ludźmi, pewnie zmusiłabym go do pomocy nieco bardziej skutecznym sposobem, ale w tej sytuacji pozostaje mi tylko poruszenie niewygodnych kwestii.
- Przypominam ci, że jesteś mi winny przysługę- szepczę, pochylając się w jego stronę.- I to nie małą- dodaję, a ona unosi oczy ku niebu. Nienawidzę go! Tak bardzo, że mam ochotę krok po kroku zniszczyć jego nieszczęsne życie króla miasta i powiesić jego głowę na balkonie jego rezydencji, oświadczając całemu światu, że jest słabym tchórzem, a nie żadnym tam postrachem. Jest jednak coś, co mnie powstrzymuje i wcale nie jest to obecność nieświadomych o naszym istnieniu ludzi.
- A więc co?- pyta Damon, nie kryjąc złości.
- Na litość boską, przestań słuchać moich myśli- syczę, łapiąc za kubek z kawą.
- Przestań tak gorączkowo rozmyślać, a ja przestanę cię słuchać- odpowiada mi, a ja cicho wzdycham. Wiem, co ma na myśli. Kiedy jedno z nas zamęcza się mnóstwem pytań, myśli, wizji, to to drugie nie ma możliwości odcięcia się od tego. Tak jakby przejmowało daną część myśli, która przeciąża umysł tego pierwszego. To chore, nadzwyczajne i wcale tego nie lubię.- Ja też nie- mamrocze cicho mój brat, a ja wywracam teatralnie oczami.
- Breth zapomniał wspomnieć, że w całej tej okrutnej historii, w której to zamordowałam matkę jego i Elijah to właśnie on odgrywa kluczową rolę- mówię, uśmiechając się równie złośliwie, co mój stary znajomy.- Zabrakłoby mi dnia, aby opowiedzieć o wszystkich nocach, kiedy to przychodził do mnie i knuł przeciwko swojej szlachetnej mamusi, bo tak naprawdę była puszczalską ździrą- wyjaśniam i widzę jak Damon spina wszystkie mięśnie, oczekując na reakcję Bretha. Ten jednak nadal siedzi niewzruszony moimi słowami i chyba podłapał bakcyla, bo dołącza się do opowieści.
- Matka zdradzała ojca długie lata, z wieloma przybłędami- mamrocze, patrząc uparcie na kubek, który trzyma w dłoniach.- Kiedy Katherina przybyła do Liverpoolu byłem pewien swojego dziedzictwa i bogactwa, a ostatecznie okazało się, że jestem synem jakiegoś żebraka zza rzeki. Gdyby ojciec się o tym dowiedział, zwyczajnie w świecie by mnie wydziedziczył. I prawdopodobnie powiesił ją na szubienicy. Chciałem dla niej czegoś gorszego- oświadcza, patrząc w twarz Damona, a ten od razu pyta jaką karę wymierzyliśmy tej kobiecie. Mam wrażenie, że nie przejdzie mi to przez gardło, ale Breth nie pali się do wyjaśnień, a Damon domaga się prawdy. Muszę więc się przełamać i przyznać do jednej z najbardziej okrutnych zbrodni mojego życia.
- Ich matka zachorowała na rzadką odmianę raka krwi- szepczę, patrząc na swoje dłonie.- Była w niezaawansowanym stadium, ale było widać objawy. Kaszlała krwią, zdarzały się zmiany na skórze i chwilowe osłabienia...
- Chciałem, aby te katusze trwały wiecznie- wtrąca siedzący naprzeciwko mężczyzna, a ja patrzę na niego jak na kogoś kompletnie obcego. Nie znam go, nigdy nie znałam, chociaż tak mi się wydawało.
- Więc zamieniliśmy ją w wampira- wyjawiam, a Damon patrzy na mnie z obrzydzeniem na twarzy.
- Ale to znaczy, że...ona nigdy...
- Nigdy nie wyzdrowiała- przytakuje domysłom mojego brata, a ten uchyla usta. Nawet on jest zdumiony okrucieństwem jakiego oboje się dopuściliśmy, a ja rozumiem to w stu procentach.
- Jak więc umarła?- pyta bo długiej chwili milczenia, a Breth poważnieje i posyła mi znienawidzone spojrzenie.
- Ta część akurat jest mniej drastyczna- oznajmiam, podnosząc dumnie głowę.- Kiedy zrozumiałam jak bardzo Elijah kocha swoją matkę, pojęłam, że kiedy dowie się, że czeka ją wieczne cierpienie znienawidzi mnie, jak nikogo innego na świecie. Więc skróciłam jej żywot, a Breth, przypadkiem zadbał o to, aby Elijah znienawidził mnie pomimo tego- wyjaśniam, a Damon układa dłonie na stole i nerwowo  przebiera palcami.
- A więc to ten typ faceta?- zwraca się do mnie.- Swój czubek nosa, ponad wszystkie inne?- pyta, udając jakby Breth był nieobecny i wiem, że robi to, aby pokazać, że wciąż jest po mojej stronie. Uśmiecham się do niego delikatnie.
- Gorzej- odpowiadam i oboje patrzymy na faceta naprzeciwko. Można byłoby się spodziewać, że zacznie się kulić pod naszymi oskarżycielskimi spojrzeniami, ale zamiast tego poprawia swoją marynarkę i próbuje podnieść się od stolika, aby nas opuścić. Odruchowo, nie myśląc o niczym chwytam za widelec Damona i wbijając go w dłoń Bretha i przyskrzyniam jego rękę do blatu stołu. Mężczyzna syczy, opada na siedzenie i piorunuje mnie wzrokiem. Wciąż trzymam rękojeść widelca, nie chcąc pozwolić mu się uwolnić.- Albo mi pomożesz, albo odnajdę Elijah i dowie się jak naprawdę zginęła wasza matka. Myślę, że wiesz czym to się dla ciebie skończy, więc radzę ci być grzecznym- warczę, patrząc głęboko w jego oczy.
- Tutaj ona jest- mówi Damon, a ja zerkam na niego pytająco.- Moja siostra- odpowiada, szczerząc się jak kretyn.

Damon
    Historia Katherine, Bretha i jego brata Elijah okazuje się być jedną z tych, których wolałoby się nie znać. Miłość, zdrady, mordercze plany i okrutne uczynki to zwykle partia Katherine, ale nigdy nie posądzałbym jej o aż taki brak jakichkolwiek ludzkich odruchów. Może nie jesteśmy ludźmi już naprawdę długo, ale w każdym z nas tkwi choć mała część człowieczeństwa. No, najwyraźniej nie w każdym. Kiedy Kath zaczyna traktować Bretha brutalnie poprawia mi się nastrój. Poza tym wolę ją taką, niż kulącą się pod ciężarem strasznych wspomnień. Nie lubię, kiedy okazuje słabość, bo wtedy czuję się równie słaby, co ona. Nikt z nas nie lubi uchodzić za słabych. Może cały ten Breth jest starszy, silniejszy i z natury potężniejszy, ale nikt z nas nie musi mu tego pokazywać. Kiedy wyrywa widelec ze swojej dłoni i uważnie się jej przygląda, mam tę przyjemność zauważyć, że bar nagle opustoszał. Rozglądam się uważniej i oprócz kobiety stojącej za barem nie ma tutaj nikogo. Początkowo myślę, że to po prostu taka pora. Południe, więc wszyscy kończą przerwy w pracy, czy na zajęciach i wracają do obowiązków, ale potem zauważam, że przed barem również nikogo nie ma. Czy to możliwe, że przez całe dwie minuty na ulicy głównej w Liverpoolu nie ma ani jednego osobnika? Nie, to nie jest możliwe. I wtedy postanawiam zaalarmować Katherine.
- Coś jest nie tak- oznajmiam z rozpędu i znów spoglądam na barmankę. Patrzy na nas, a jej usta poruszają się w rytm wypowiadanych słów. Nie wypowiada ich na głos, to tylko jej myśli, które mkną przez jej umysł tak szybko, że żadne z nas nie może ich wyłapać. W barze rozlega się tak głośny wrzask, że oboje z Katherine się krzywimy, a kiedy dociera do nas, że to wrzask Bretha podrywamy się z miejsca, aby jak najszybciej się ulotnić. Odwracam się jeszcze raz w jego stronę i widzę, że zwija się pod stolikiem atakowany przez barmankę, która najwyraźniej jest wrogą mu czarownicą, a z jego uszu, oczu, nosa i ust wypływa gęsta, szkarłatna ciecz- krew. Odwracam się, aby złapać za klamkę, ale drzwi są otwarte. Stoi w nich postawny mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze. Nie w takim, jak Breth, a o niebo droższym i lepszym. Jedną dłoń skrywa w kieszeni spodni, a drugą opiera o framugę. Patrzy na moją siostrę spojrzeniem pełnym pożądania. Nie nienawiści, ciekawości, czy obojętności, a pożądania...
    To musi być Elijah.

Katherine
    Moja historia w Liverpoolu zaczęła się i skończyła równie szybko oraz równie tragicznie. Kiedy przybyłam byłam zdesperowana, pogrążona w błędnym kole zwodzenia i mordowania ludzi, a uratowała mnie miłość. Ta sama miłość wygnała mnie z miasta niespełna rok później. Czy mogłabym znaleźć dowody na to, że niczemu nie zawiniłam? Oczywiście, ale po co? Skoro sama doskonale wiem, że jestem jedyną winną? Elijah był jednym z tych facetów, których nie zapomina się do końca życia. Jednym z tych za którymi się tęskni, których się pragnie, a jednocześnie nienawidzi, którzy są na wyciągnięcie ręki, ale niedostępni, których nigdy nie przestaje się kochać. W całym moim misternym życiu miałam wielu partnerów. Jednych na krócej, drugich na dłużej, ale żaden z nich nie pozostawił w moim sercu takiej pustki jak on. Żaden z tych przed i po nim nie był tak ważny i nie doprowadził mnie do tak opłakanego stanu, jak on. Żaden nie mógł i nadal nie może się z nim równać, ale nikomu o tym nie mówię. Zniszczyłoby to moją reputację, a to ostatnia rzecz jakiej teraz potrzebuję. Ostatnią rzeczą jakiej chcę to użalanie się moich sióstr nad moim złamanym sercem, albo próba zeswatania mnie na siłę z jakimś obleśnym osiłkiem, tylko po to, abym była pozornie szczęśliwa. Szczęście to pojęcie względne, ma wiele definicji i znaczeń, dla każdego oznacza coś innego, a i dla mnie jest całkowicie inne. Nie uszczęśliwi mnie to, co może uszczęśliwić Caroline, a tym bardziej Katniss. Nawet Damon ma inne potrzeby. Przez wiele lat samotnej tułaczki i uciekania od rodzinnych problemów nauczyłam się egzystować bez potrzeby pielęgnowania szczęścia wewnątrz mnie. Wystarczy mi cisza, która często jest moją odskocznią. Wystarczy mi towarzystwo samej mnie.
    Co dalej z przyszłością? Stoję naprzeciwko największego skarbu jaki posiadałam w całym moim życiu i który utraciłam przez własną naiwność, a czuję się jakbym patrzyła w obce oczy, na obcą mi postać, na obcego człowieka. Jakbym nigdy nie trzymała jego dłoni, nie wtulała się w jego ramiona, nie całowała jego ust. Jakbym nigdy nie śmiała się z jego żartów, nie kuliła się pod jego rozemocjonowanym spojrzeniem. Jakbym nigdy go nie znała. Czuję pustkę, która mnie przeraża. Chcę mieć wyrzuty sumienia, czuć palącą mnie potrzebę zabicia go, albo przytulenia, być złą, rozczuloną, przerażoną, stęsknioną, ale jedyne co wiem, to to, że jestem najgorszym koszmarem jego długiego życia. Co więc powinnam zrobić? Zanim odpowiem na to pytanie widzę jak jego ciało znów się porusza. Wraca mu oddech, nogi ruszają naprzód, a dłonie zaciskają się w pięści. Nie wiedzieć czemu czuję palące mnie łzy, które pchają się na powierzchnię. Nie mogę pozwolić im zdradzić mnie i okropnego stanu w jakim jestem. Obecność Damona i Bretha mnie krępuje, jak nigdy dotąd, więc wciąż się nie ruszam. Pozwalam, aby Elijah stanął tak blisko, że jego nos omal nie styka się z moim i opuszczam wzrok. Nie stać mnie nawet na spojrzenie w jego oczy. Mijają trzy sekundy, a mnie wydaje się, że sterczę w tym miejscu całą wieczność, aż nagle czuję upragnione pieczenie na lewym policzku i pojedyncza łza wypada spod mojej powieki, po czym rozbija się o ziemię. Elijah wymierzył mi policzek.
- Hola, stary, zważaj sobie!- słyszę głos Damona, a jego reakcja wydaje się w tym momencie bardziej śmieszna, niż adekwatna do sytuacji. Podnoszę dumnie brodę, aby Elijah nie myślał, że może za cokolwiek mnie karać i ku mojemu zdziwieniu czuję jak zaciska dłonie wokół mojej twarzy i przyciska swoje usta do moich. Nie jest to pocałunek pełen uczuć, emocjonalny, stęskniony. Jest to raczej zwykłe stykanie się ciał. Zimne, nic nie znaczące, jak kolejny sposób na rozładowanie złej energii. Długo tkwimy w tej niezręcznej pozycji, aż w końcu mogę odetchnąć własnym powietrzem, a nie powietrzem Elijah i robię duży krok w tył, omal nie wpadając na pobliski stolik. Teraz wiem kim. Teraz widzę w nim człowieka, którego znałam lata temu. Te same oczy, usta, dłonie i ten sam ubiór. Wciąż ten sam, wciąż tak samo idealny. Wciąż mój.
    W końcu mogę rozróżnić, co dzieje się dookoła mnie. Breth przestał krzyczeć i próbuje podnieść się z zakrwawionej podłogi, a czarownica ulotniła się na jedno skinienie Elijah. Damon jest tak zszokowany, że gdybym zrobiła mu teraz zdjęcie mogłabym szantażować go nim przez całe dekady. Nie jest mi jednak w tej chwili do śmiechu. Przez wszystkie mijające miesiące, lata, dekady byłam przekonana, że nigdy więcej nie będę musiała patrzeć na Elijah, więc nie planowałam co mu powiem. Oczywiście, wiele razy myślałam jak cudownie byłoby go znów dotknąć, albo chociaż zobaczyć, ale nie zrobiłam nic, aby tego dokonać. A teraz stoi naprzeciwko mnie, a jego usta wykrzywia blady uśmiech. Ranię go samą swoją obecnością.
- Cokolwiek tutaj robicie, wybieranie mojego brata na towarzysza dnia nie było najlepszą decyzją- oznajmia, a jego brytyjski akcent sprawia, że drżę. Wymija mnie, a kiedy się odwracam, widzę, jak rozkazuje swojemu bratu, aby wstał, jednym skinieniem dłoni. A ten podnosi się tak szybko, jak to możliwe, aby po chwili upaść pod wpływem mocnego uderzenia pięści Elijah.- Myśleliście, że możecie urządzać sobie schadzki pod moim nosem i tego nie zauważę?- pyta, odwracając się do mnie, a ja unoszę lekko brwi.
- Co to ma być? Akcja zazdrości? Wybacz stary, ale nie mamy na to czasu- rzuca Damon, a starszy wampir piorunuje go spojrzeniem. Opieram się o szybę i zamykam oczy. Muszę uspokoić myśli i wrócić do normalnego stanu, bo inaczej rozpadnę się na małe kawałeczki. Zapada cisza, podczas której układam sobie w głowie wydarzenia dzisiejszego dnia. Jednego jestem pewna, Elijah wciąż ma mnie za morderczynię, więc nie pozwoli mi tak po prostu odejść. Może więc pozwoli odejść Damonowi, a ten będzie miał czas na powrót do domu i wymyślenie planu b dla naszej rodziny?
- Elijah- odzywam się, składając dłonie przed sobą.- Cokolwiek teraz myślisz, nie jest to prawdą. I nie wiem, co zamierzasz zrobić, ale proszę cię, z całego serca, abyś...
- Prosisz mnie?!- przerywa mi krzykiem, a ja wzdrygam się, patrząc na niego z przerażeniem wymalowanym na twarzy.- Nie widziałem cię sto czterdzieści pięć lat, Katherine! Sto czterdzieści pięć lat ciągłego myślenia o tym co mi zrobiłaś, jak wyrwałaś mi serce i wyrzuciłaś bez większego problemu! Sto czterdzieści pięć lat zastanawiania się co zrobiłem źle, czym zawiniłem, czym ona zawiniła! Prosisz mnie? Nie masz prawa mnie o nic prosić! Co ty tutaj w ogóle robisz? Z moim bratem!?
Jego słowa, prawda, którą wypowiada sprawiają, że rozpadam się na kawałki. Dosłownie widzę oczami wyobraźni jak moje ciało ulega samo destrukcji i nie pozostaje po mnie już nic. Nic, ani krzta godności. Jestem zrujnowana.
- Powiedz mu- słyszę za moimi plecami głos mojego brata bliźniaka i zaciskam kurczowo powieki, aby nawet jedna łza nie wypłynęła na wierzch. Biorę głęboki wdech przez nos, chcąc zapanować nad targającymi mną emocjami.- Powiedz mu, Katherine!- unosi się Damon, a ja otwieram oczy i rzucam mu wściekłe spojrzenie.
- Jesteśmy tutaj żeby prosić Bretha o pomoc, bo nasza rodzina i całe nasze miasto jest w niebezpieczeństwie- wypalam na jednym wydechu, po czym rzucam Elijah przeciągłe spojrzenie.- To jedyny powód, dla którego tutaj jestem- dodaję i wynoszę się z baru, tak szybko, jak to jest możliwe. Muszę pobyć sama. Brakuje mi powietrza...

Damon
    Poznanie Elijah, odpowiedzenie na wszystkie jego pytania i opowiedzenie o naszych rodzinnych rewolucjach zajmuje mi sporo czasu. Podczas naszej rozmowy zaprzyjaźniona z Elijah czarownica- barmanka, zamyka lokal i ucisza Bretha, nie pozwalając mu wstać z miejsca. Wychodzi na to, że bracia nie są ze sobą specjalnie zżyci, ale nie dziwię się temu. Relacje w takich rodzinach, zwykle nie należą do najlepszych. Jak w naszej. Pomiędzy Tobiasem, a Katniss wcale nie ma dużej różnicy wieku, a niemal w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Ja i Katherine jesteśmy bliźniętami i pomimo podobnych mentalności, jesteśmy całkowicie różni. Niemal nigdy się ze sobą nie zgadzamy. Poza tym, rodzinne konflikty często są bardziej zagorzałe, niż te zwyczajne, między obcymi sobie ludźmi.
Kiedy w końcu docieram do sedna sprawy Elijah długo milczy. Wiem, że po tym co zrobiła Katherine całe lata temu, wciąż może jej nienawidzić, ale chyba coś go do niej przyciąga. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ich fatalny pocałunek. Nienawidzi jej, jednocześnie ją kochając. Znam to i wiem, że miłość, jakakolwiek jest, zawsze wygrywa nad gniewem, rozczarowaniem, a nawet zdradą.
- Mój brat nie może wam pomóc- oznajmia mężczyzna, patrząc przez ramię, na wciąż siedzącego na tym samym miejscu Bretha.- To tchórz, a poza tym czarownice uwięziły go w mieście, kiedy dowiedziały się, że planuje je zdominować.
- Pozwoliłeś na to?- pytam, marszcząc brwi.
- Z ogromną przyjemnością- odpowiada, blado się przy tym uśmiechając. Równy z niego gość, choć trochę zbyt wyniosły, jak na mój gust.- Ale mi przyda się urlop od trzymania pieczy nad tym miejscem- mamrocze, a ja unoszę lekko brwi.
- Tobie? Moja siostra nie uważa, abyś chciał ją znać, a co dopiero jej pomagać- zauważam, bez owijania w bawełnę.
- Wiesz jak to jest, Damonie- oznajmia i dopija ostatni łyk whisky.- Czasami jedna kobieta wkracza do twojego życia i robi w nim taki bałagan, jakiego nie zrobiły wszystkie inne razem wzięte- zauważa, patrząc mi z dumą w twarz.- Nie wstydzę się przyznać, że Katherina namieszała w moim życiu i nie skończyło się to dla mnie dobrze. Pomimo to zrobiła również wiele dobrych rzeczy...
- Naprawdę?- dziwię się.- Zniszczenie to jej trzecie imię, zaraz po czarnej owcy w rodzinie- tłumaczę, a mężczyzna uśmiecha się nieco szerzej.
- I chyba właśnie to mnie w niej urzekło.
- Fakt, że niszczy wszystko, czego się dotknie?
- Fakt, że nie zniszczyła niczego, co jej podarowałem- tłumaczy, a ja powoli zaczynam rozumieć. Facet jest zakochany w mojej siostrze po uszy i nawet fakt, że zabiła mu matkę nie może tego zmienić.
- Wpadłeś po uszy- zauważam, dopijając whisky.
- Podobno to droga bez powrotu- zauważa, wstając z stołka barowego.- Powiedz jej, że jadę z wami. Muszę tylko załatwić kilka formalności związanych z moim wyjazdem. No wiesz, jak zamknięcie Bretha w ciemnej izolatce- rzuca radośnie i znika.

Katherine
    Poukładanie sobie wszystkiego, co stało się przez ostatnie kilka godzin nie jest wcale tak łatwe, jak mi się wydawało. Sam fakt, że znów spotkałam Elijah mnie roztraja, a co dopiero myśl o uczuciach, które we mnie wzbudza. Oprócz obrzydzenia i nienawiści do samej siebie czuję ogromną tęsknotę, kłucie w żołądku, pocą mi się dłonie, a miliony myśli nie dają mojemu umysłowi odpocząć. Chcę wrócić do tego baru i zedrzeć z niego ubranie na zapleczu, a jednocześnie chcę wsiąść w samochód Damona i wyjechać z tego miasta raz na zawsze. Podjęcie decyzji jest tak trudne, że tkwię na ławce obok parkingu niemal godzinę. Nie robię nic, jedynie patrzę w jeden punkt, obejmując się ramionami. Czuję się jak dziecko, które zgubiło mamę w centrum handlowym. Zagubiona, obca, oddalona od świata. Chcę aby ziemia pode mną rozstąpiła się i pochłonęła mnie całą, dając mi wymarzone ukojenie. Chcę zniknąć...
- Twój przyjaciel jedzie z nami- słyszę głos Damona i podnoszę głowę. Robię to po raz pierwszy od godziny, więc czuję ból przeszywający mój kark. Krzywię się i sięgam do niego dłońmi, aby go rozmasować.
- Breth?- pytam, przymykając powieki i dla odmiany odchylając głowę w tył.
- Nie uwierzysz, ale nie- oświadcza Damon, a ja podrywam głowę i patrzę na niego, jak na chorego psychicznie.
- Elijah?- pytam z niedowierzaniem w głosie.
- Tak, facet jest totalnie w tobie zakochany- odpowiada rozbawiony Damon.
- Bawi cię to?!- warczę, podnosząc się z ławki, na której siada mój brat.- Ten facet mnie nienawidzi! A poza tym jest ostatnią osobą, którą chcę mieszać w cały ten bajzel z wilkami.
- To twój bajzel, Kath...
- Nie zapominaj, że Katniss ma w tym swoją działkę- warczę i wplatam palce rąk we włosy.- To jakiś obłęd- szepczę, szukając drogi ucieczki. Mam spędzić kilka kolejnych godzin w wozie Damona z Elijah, którego nie widziałam niemal półtora wieku? Jak on to sobie wyobraża?
- Wyluzuj, gdyby chciał cię zabić już dawno byłabyś martwa- zauważa, jak zwykle błyskotliwie, Damon, a ja wydaję dziwny, zwierzęcy ryk i idę w stronę jego wozu.
- Nienawidzę cię! Nienawidzę tego cholernego miasta, Bretha i jego chorych gierek, całego mojego życia nienawidzę!- wrzeszczę próbując otworzyć drzwi od strony pasażera, ale wcale nie jest to proste.- Tego samochodu też nienawidzę!- warczę, kopiąc w przednie koło.
- Przestań, nie kop mi tego- mamrocze Damon łapiąc mnie za ramiona i odciągając od swojego cudeńka.- Jest taki wynalazek jak klamka- kpi ze mnie i otwiera przede mną drzwi wozu. Uderzam pięścią w jego ramię i wsiadam, chcąc jak najszybciej zapaść w sen. Nawet jak nie zasnę, to nie otworzę oczu do końca naszej podróży...

5 komentarzy:

  1. Ożesz w mordę.. Ile się tu dzieje. Szkoda mi trochę Bretha.. No ale jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Dawno powinni wszyscy zainwestować w relacje rodzinne.
    Sama nie wiem jak skomentować, to jest tak realistycznie napisane. Po prostu jestem pod dużym wrażeniem.
    Wybacz nie potrafię powiedzieć teraz nic bardziej błyskotliwego.
    Pozdrawiam
    Incaligo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może uznasz to za zabawne, ale pisząc " jest to tak realistycznie napisane " prawisz mi największy komplement, jaki kiedykolwiek zobaczyłam pod moimi rozdziałami. Bardzo się cieszę, że wciąż tutaj jesteś i że nie gubisz się w historii, nadążasz. Dziękuję !

      Usuń
  2. Hejo kochana! :3
    WOW. Jedno, wielkie WOW. Szczerze powiedziawszy to nie sądziłam, że Kath mogłaby być w kimś zakochana. Zaskoczyłaś mnie na maxa! :D Hehe. No trudno w to uwierzyć, ale widocznie nasza Katherine też ma uczucia ;)
    Szkoda, że tak potoczyły się jej losy i E... Wybacz, ale coś nie mogę zapamiętać tego imienia ;( Może on nienawidzi Kath, że zabiła jego matkę, ale powinien spojrzeć na to, że skróciła jej cierpienia.
    Scenka na koniec najlepsza! :D
    Lecę dalej! :*
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po napisaniu tego rozdziału stwierdziłam to samo..." Nie sądziłam, że Katherine może mieć jakiekolwiek uczucia " :D
      Ale już zrozumiałam, że postać, którą kreuję to wcale nie Katherine z Pamiętników Wampirów, a ktoś kompletnie inny,

      Usuń
  3. Kath w kimś zakochana? No proszę cuda się zdarzają :D
    Piszesz bardzo dobrze i coraz bardziej mnie wciąga Twoje opowiadanie ;)

    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń