niedziela, 20 września 2015

Game on

Katherine
    W środku nocy budzi mnie uporczywy dźwięk uderzania czegoś o podłogę i chociaż sypiałam już w gorszych warunkach, tym razem moje nerwy chyboczą się nad przepaścią. Przewracam się na plecy i wbijam wzrok w sufit, chcąc poczekać do momentu, aż uderzanie ustanie. Jak wiedzą wszyscy, którzy kiedykolwiek stanęli mi na drodze, nie należę do cierpliwych, więc już po krótkiej chwili poddaję się i postanawiam urwać głowę osobie, która postanowiła wbijać gwoździe do swojej trumny o trzeciej nad ranem.
    Nigdy nie byłam przekonana co do tej godziny. Trzecia w nocy, przeciwność trzeciej w południe, kiedy to umarł Jezus, co musi oznaczać coś okropnego. Przeciwne dobru, jest zło. Kiedy byłam mała, zawsze wierzyłam w historyjki jakie opowiadał mi Damon, o złych duchach, przychodzących po swoją zemstę, albo młode, niewinne duszyczki. Cóż, nie jestem już ani młoda, ani niewinna i widziałam w swoim życiu tak wiele absurdalnych rzeczy, że wiara w duchy jest przy tym niczym, ale nadal czuję się nieswojo, idąc pustym holem.
    Jest coś, co mnie dziwi i sprawia, że mój żołądek wywraca się na drugą stronę. Caroline rzadko kiedy sypia w nocy, a Damon nie potrzebuje tego w ogóle. Gdzie więc są? Dlaczego w domu, oprócz uporczywego stukania, nie słychać nic więcej? Zaczynam mieć złe przeczucia, a moje dłonie odruchowo zaciskają się w pięści, aby rozgrzać zimne palce.
    Schodzę tak cicho, jak tylko mogę po schodach, lokalizując irytujący odgłos gdzieś w okolicach tylnego wyjścia z domu, starając ułożyć sobie w głowie strategię działania. Wielkim plusem bycia kimś takim, jak ja, jest to, że myśli się i działa dwa razy szybciej, niż się powinno, więc zanim dotrę do salonu, już wiem czym i jak uderzę potencjalnego wroga. Łapię za pogrzebacz, wiszący obok kominka i zawracam, aby przejść przez korytarz. Uporczywe stukanie dochodzi z kuchni, do której jest tylko jedno wejście, na moje nieszczęście oczywiście, ponieważ nie mam zbyt wielkiego pola do popisu. Uspokajam oddech, zaciskam palce na metalowym pręcie i popycham drzwi kuchenne, starając się zachować zimną krew. Normalnie, pewnie rzuciłabym się na włamywacza z kłami, ale w tym mieście należy się mieć na baczności. Nigdy nie wiadomo, kiedy napotka się łowcę, albo starszego od siebie wampira. Takie walki nie leżą po stronie moich ulubionych, więc postanawiam być ostrożna.
    Znajdując się w ciemnej kuchni, mogę lepiej przysłuchać się uporczywemu stukaniu i kiedy tak stoję, zastanawiając się co to takiego, zaczynam się domyślać, że panika ogarnęła mnie zupełnie niepotrzebnie. Jednym ruchem ręki zapalam światło i pogrzebacz ląduje na podłodze, robiąc małych rozmiarów dziurę w panelu podłogowym.
    Na samym środku stołu kuchennego leży dziewczyna. Ubrana w zgrabną, nieco zbyt obcisłą i za krótką sukienkę, z lokami zasłaniającymi niemal całą jej twarz, odwróconą w moją stronę. Tuż nad nią stoi Tobias. Ubrany w czarny strój, jak zwykle, ociera dłonią brodę i szyję umorusane krwią. Jak się domyślam, krwią jego znajomej, która jak prosiak na weselu, leży na naszym stole jadalnianym. Uporczywe stukanie, było więc odgłosem jej krwi, skapującej z jej bezwładnej ręki na podłogę, na której utworzyła się już sporego rozmiaru plama, a cisza jaka panuje w domu, wynika z tego, że moja rodzinka zrobiła sobie grupowe polowanko. Najwyraźniej nie obejmuje ono Tobiasa, ani też mnie. Mogłabym poczuć się głęboko dotknięta tą sprawą, ale mam na głowie martwe, wyssane do ostatniej kropli ciało młodej kobiety, leżące na stole, na którym mamy zjeść jutrzejszą, a właściwie już dzisiejszą kolację. Może gdyby Tobias zostawił w niej trochę życia, to mogłaby zostać w takiej pozycji, w jakiej jest, czekając aż reszta wyssie z niej odrobinę szkarłatnego płynu, ale nic z tych rzeczy.
    Mój najmłodszy brat robi krok w tył, a jedyne co mogę widzieć to jego przekrwawione, wściekłe spojrzenie i wysunięte kły. Jest w transie, z którego nie łatwo będzie go wyciągnąć.
- Tobias- szepczę, a on szczerzy kły, jak wściekły wilk, chcąc dać mi do zrozumienia, że ma głęboko w poważaniu to, co myślę. Oczywiście, że tak.- Po prostu się uspokój- oświadczam, unosząc dłonie, na znak, że nie chcę zrobić niczego głupiego. Właściwie, to on powinien się tłumaczyć, ale jestem nieco zdenerwowana. Nie widzieliśmy się ponad półtora roku. Ostatni raz spotkaliśmy się na festiwalu w Nowym Yorku, a potem nasze drogi znów się rozeszły. Nie mam więc bladego pojęcia jak mogłabym nad nim zapanować. Zerkam na jego ofiarę, a on w ułamku sekundy znajduje się przy mnie i zaciskając dłoń na moim gardle, próbuje pchnąć mnie na ścianę. Pech chciał, że jestem starsza, co równa się z tym, że jestem nieco silniejsza i zdążam odepchnąć go od siebie, zanim sprawi mi więcej bólu. Przelatuje przez wyspę kuchenną i upada na ziemię z głośnym jęknięciem. Jego opłakany stan nie trwa jednak długo, ponieważ zanim zdążę pomyśleć o tym, jak bardzo zła na niego jestem, znów zaciska ręce na mojej krtani, tym razem obie, z obłędem w oczach i nienawiścią wypisaną na twarzy. Jego nogi blokują moje, a dłonie tak mocno zaciskają się na moim gardle, jakby chciał oderwać mi głowę. Widzę, czuję, wiem, że ma nade mną chwilową przewagę, więc postanawiam zmienić taktykę. Rozluźniam wszystkie mięśnie i przestaję oddychać, patrząc głęboko w jego wściekłe oczy. Z każdą chwilą jego zawziętość blednie, a oczy przestają lśnić od złych emocji i kiedy wraca mu zdrowy rozsądek, puszcza mnie, odsuwając się w tył. Pochylam się, opierając dłonie na kolanach i próbuję złapać dech, a na gardle wciąż czuję jego zaciśnięte dłonie.
- Kath- mamrocze, rozglądając się po kuchni.- Ja...co...ja nie wiem...- jąka się, a ja wywracam wściekła oczami. Miał odwagę upolować sobie jakąś puszczalską, zamordować ją w naszym domu i próbować mnie udusić, ale nie ma odwagi się do tego przyznać? To tak bardzo w jego stylu, że aż zbiera mi się na wymioty.
- Sądziłam, że masz to pod kontrolą- oświadczam, prostując się i zaczesując włosy palcami roztrzęsionych dłoni.
- Mam- przeczy moim słowom Tobias, a ja unoszę wysoko brwi. Milknie.

Tobias
    Drętwieją mi palce u rąk, mam pobielałe kłykcie, a oddech płytki, jakbym przebiegł cały maraton. Wszystko dookoła wiruje, ale ja wydaję się stać stabilnie. Co ważniejsze, wydaję się zaciskać dłonie na czyjejś szyi. Próbuję sprawić, aby obraz stał się wyraźniejszy, mniej rozmyty, ale coś mi to uniemożliwia. Jedyne co odczuwam, to chęć zamordowania mojej ofiary, urwania jej głowy, wypicia z niej każdej kropli krwi. Dłonie mojej ofiary zaciskają się mocno na moich nadgarstkach, a mnie sprawia przyjemność fakt, że nie może mnie pokonać. Nagle wiotczeje. Przez moment myślę, że dokonałem swego i ją udusiłem, ale coś sprawia, że się waham. Jej ciało co prawda stało się cięższe i przestała stawiać opór, ale robi to chyba specjalnie. Tak, rozluźnia się. 
    Nagle moje zmysły wracają do normy i mogę trzeźwo ocenić rzeczywistość. Stoję w kuchni mojego domu, a dłonie zaciskam na gardle mojej starszej siostry. Na litość boską, to Katherine! Zabieram dłonie z jej krtani i cofam się, gotowy przyjąć cios, ale ona pochyla się, aby odzyskać kontrolę nad swoim oddechem. Rozglądam się po raz kolejny, a wyssane do resztek ciało, leżące na stole, uderza mnie ze zdwojoną siłą.
- Kath- szepczę, znów patrząc w jej kierunku.- Ja...co...ja nie wiem...- nie potrafię ubrać w słowa tego, co właśnie dzieje się w mojej głowie. Jestem zły, jak diabli, ale nie na nią, a na samego siebie, a do tego czuję się zwyczajnie jak debil. Nie, nie jak debil, jak skończony kretyn do kwadratu, połączony z bestią, ukrytą gdzieś w środku. Zabiłem jakąś dziewczynę. Nie o jej śmierć chodzi, ponieważ śmierć towarzyszy mi od wielu lat, ale o fakt, że przytargałem ją do domu, jakbym chciał coś tym zademonstrować. Czuję jak zbiera mi się na wymioty. Zaczynam czuć obrzydzenie do swojej osoby i nawet obecność Katherine mi nie pomaga. Wręcz przeciwnie, jej słowa mnie dobijają. Ma rację, wcale nie mam nad sobą kontroli, a przynajmniej w łatwy sposób ją straciłem. Próbuję odzyskać wspomnienie chwili, kiedy uznałem, że powstrzymywanie się nie ma sensu, ale jest to w tej chwili niemożliwe. Jestem zbyt rozbity i zły. Kompletnie postradałem zmysły i jedyne o czym myślę, to jak ja to wszystko odkręcę?
- Zabierz ją stąd, zanim wróci Katniss- oświadcza nagle Katherine, a ja patrzę na nią zupełnie tak, jakby właśnie uderzyła mnie w twarz. Tak właśnie się czuję. Uderzyła mnie w twarz ludzkim odruchem, jakim jest chęć pomocy.- Posprzątam tu- dodaje, a ja unoszę wysoko brwi, nie mogąc uwierzyć, że właśnie zgodziła się po mnie posprzątać. Stoję jak wryty, podczas gdy ona wymija mnie i ściąga ze stołu moją ofiarę.- Nie schlebiaj sobie- mówi, najwyraźniej widząc moje zdumienie.- Robię to dla świętego spokoju, nie dla ciebie- wyjaśnia, a ja wyginam usta w bladym uśmiechu. Tak, robi to dla mnie.

Caroline
   Kroczę wysypaną żwirem, pustą ścieżką prowadzącą od bramy miejscowego cmentarza, w jego głąb. W prawej dłoni dzierżę bukiet kwiatów, który udało mi się osobiście sklecić z kwiatów obok domu, a mój oddech delikatnie drży, za każdym razem kiedy myślę o celu mojej podróży. Wiem, że okłamywanie Katniss, że wybieram się po resztę moich rzeczy, było średnim pomysłem na wymówkę, ale nie mogłam na poczekaniu wpaść na coś lepszego. Oczywiście, biorąc pod uwagę jej podejrzliwość, powinnam być bardziej wiarygodna, ale kiedy zdecydowałam się co chcę robić tego poranka, nie miałam już czasu na obmyślanie strategii. To się stało tak nagle. Wyszłam tylnymi drzwiami i miałam zaczekać na Damona oraz Katniss, aby razem wyruszyć na polowanie, kiedy moją uwagę przykuły dzikie kwiaty. Myślami od razu wróciłam do każdego bukietu dzikich kwiatów, jaki otrzymałam od Nicholasa i coś z tyłu głowy podpowiedziało mi, że to znak. Wszystkie te wspomnienia, dzikie kwiaty, sam powrót do domu, był znakiem, że powinnam odnaleźć jego nagrobek i ostatecznie się pożegnać. Tak sobie wmawiam. Prawda jest o wiele okrutniejsza. Za każdym razem kiedy myślę o Nicholasie rozsadza mi głowę, a serce kuje mnie niemiłosiernie, przypominając o krzywdzie jaką mi wyrządził, ale i o szczęściu jakim mnie obdarował. Prawda jest taka, że nie potrafię o nim zapomnieć, a nawet nie chcę, ale wiem, że muszę, jeśli chcę ruszyć naprzód. 
    Odnalezienie starego, ale zadbanego nagrobka nie sprawia mi dużego problemu. Nagrobki są stawiane chronologicznie, więc ten Nicholasa znajduje się na samym końcu ogrodzonego placu. Kiedy zatrzymuję się kilka kroków przed nim, uderza mnie widok świeżego bukietu czerwonych róż. A więc ktoś z jego bliskich, być może z jego rodziny wciąż żyje i odwiedza go na cmentarzu. Fakt ten powinien mnie zaniepokoić, ale odstawiam to na bok, pamiętając o celu, w jakim przybyłam do tego miejsca. Kucam i odkładam bukiet dzikich kwiatów, skrajnie niepasujący do tego, który już tam leży i cicho wzdycham. Nie podnoszę się. Patrzę jedynie na jego nazwisko, wymieniając w głowie wszystkie za i przeciw naszego niedoszłego małżeństwa.
- Miałabym przerąbane- oświadczam nagle, chociaż wcale nie chciałam powiedzieć tego na głos, a fakt ten mnie bawi. Chichoczę jak wariatka. Ktoś, kto widziałby to z boku, na pewno zadzwoniłby na policję, mówiąc, że jakaś świruska śmieje się sama do siebie na miejskim, opustoszałym cmentarzu. Przechodzą mnie ciarki na myśl o tym, że jestem w tym miejscu sama. Nie wierzę w duchy, a przynajmniej te złe, pragnące śmierci, ale i tak odczuwam ogromny strach. Rozglądam się dookoła, po czym oblizuję wargi i postanawiam usiąść na mokrej, zimnej trawie przed nagrobkiem Nicholasa. Słyszałam raz, od jednego szamana w Afryce, że rozmowa z umarłymi oczyszcza naszą duszę, ściąga z nas brzemię, które nosimy od ich śmierci i daje nam wolność. Wciąż uważam, że to wierutne bzdury, ale postanawiam spróbować.
- Cóż, Nicholasie- zaczynam, a głos mi drży. Jaka ja jestem żałosna!- Jeśli tu jesteś, albo gdziekolwiek i mnie słyszysz, musisz wiedzieć, że...- zawieszam głos, ponieważ z niewiadomych powodów moje oczy zachodzą łzami. Muszę zamrugać kilkakrotnie, aby nie poryczeć się jak dziecko.- Tak naprawdę wiem, że mnie nie słyszysz. Nigdy mnie nie słuchałeś. Tak wiele razy próbowałam ci powiedzieć kim jestem, co powinieneś zrobić, co powinieneś czuć, ale ty nie słuchałeś. Uparłeś się, że kochanie mnie będzie twoim życiowym celem. Nie cierpiałeś przez moje kłamstwa, a przez siebie samego. Ponieważ nie potrafiłeś słuchać!- unoszę głos, ale szybko truchleję, przypominając sobie, gdzie się znajduję.- Kochałam cię, jakkolwiek kochać może nastolatka. Prawdziwie, szczerze, czysto i bez żadnych zastrzeżeń. Nawet wtedy, kiedy wyznałeś mi swój mroczny sekret. Kochałam cię i gdyby tylko istniał sposób, aby zmienić moją naturę, poruszyłabym niebo i ziemię, aby tego dokonać. Nie powinnam ci tego mówić, biorąc pod uwagę, że spaliłeś żywcem moich rodziców i moje rodzeństwo szczerze cie nienawidzi, ale...muszę powiedzieć to wszystko, co w sobie duszę, bo mam wrażenie, że któregoś dnia wybuchnę i nie będzie już szansy, aby mnie uratować.- Rozglądam się dookoła siebie i obejmuję kolana ramionami.- Kochałam cię i już zawsze będziesz częścią mojej szalonej historii. Tą piękną częścią, pomimo okrucieństw jakich dokonałeś. Dziękuję, za to, że mogłam nazywać cię moim, choć przez chwilę i...- biorę głęboki wdech przez nos, pozwalając, aby pojedyncza łza potoczyła się po moim policzku.- Żegnaj Nicholasie, nigdy cię nie zapomnę...

Katniss
   Zerkam w prawo, potem w lewo i przechodzę przez ulicę, słysząc szyderczy śmiech Damona. Zatrzymuję się i odwracam na pięcie, aby na niego spojrzeć.
- Coś cię bawi?- pytam, a on przytakuje skinieniem głowy.
- To, że rozglądasz się, zanim przejdziesz przez ulicę- oświadcza, a ja delikatne unoszę brwi.- Wiesz, nawet gdyby przejechał cię czołg, prawdopodobnie nawet byś nie zauważyła, więc nie rozumiem skąd ta ostrożność- wyjaśnia, a ja wznoszę oczy ku niebu.
- Jak miałabym wytłumaczyć kierowcy tego czołgu, że nic mi nie jest?- pytam, a on przez moment się zastanawia, po czym wzrusza ramionami.
- W sumie racja- przyznaje, a ja uśmiecham się triumfalnie, dumna z tego, że po raz pierwszy w całym moim życiu udało mi się nauczyć czegoś mojego brata.- Gdzie tak właściwie idziemy?- pyta, a ja cicho wzdycham.
- Który raz już pytasz? Piąty?
- Czwarty- poprawia mnie, dorównując mi kroku.- A ty mogłabyś w końcu mi odpowiedzieć.
- Jesteśmy już na miejscu- mówię, szczęśliwa, że nie będę musiała wysłuchiwać narzekań Damona. Stoimy na chodniku przed zwyczajnym, białym domkiem, ogrodzonym równie białym płotem. Na ganku stoją dwa krzesła bujane, zupełnie tak, jak u nas, z tym, że jestem pewna, że na tych krzesłach rzeczywiście ktoś czasami odpoczywa.
- Będziemy poznawać mieszkańców miasta?- pyta cicho Damon i dokładnie w tej chwili zza budynku wybiega czarnoskóry chłopiec, z piłką w ręku, śmiejąc się wesoło z faktu, że goni go ogromny owczarek niemiecki. Pies, oczywiście, goni go aby się bawić, ale jestem pewna, że mógłby połknąć chłopca w całości. Odrywam wzrok od dzieciaka i zerkam na okno, w którym poruszyła się jakaś postać.
- To nie będzie sąsiedzka wizyta- oznajmiam, zerkając na mojego brata.- Dziób na kłódkę, uśmiechaj się i udawaj, że wszystko co mówi Erin jest w porządku i jak najbardziej prawdziwe- instruuję go i naciskam na domofon zamontowany obok furtki. Damon poprawia się, a ja zerkam na niego i wzdycham.- Nie uśmiechaj się jak psychol, który chciałby przelecieć jej córkę- radzę mu i od razu poważnieje, przyjmując na usta jedynie blady półuśmiech.- Tak lepiej.
- Wejdźcie- oświadcza głos w domofonie, nawet nie pytając kto przyszedł. Popycham furtkę i wchodzę na wysypaną żwirem ścieżkę, splatając dłonie za plecami.- Wyjmij ręce z kieszeni- dodaję i widzę jak Damon wywraca poddenerwowany oczami. Wiem, że moje instrukcje mogą wydawać się zabawne, ale wiem też jaka jest Erin- konsekwentna i trudna. Nie chciałabym, aby Damon zepsuł wszystko swoją luzacką postawą. Drzwi otwiera nam starsza, czarnoskóra kobieta, ubrana w długi, zielony sweter.- Katniss- rzuca mi na powitanie, kiedy wchodzę na werandę.
- Erin, miło cię znów widzieć- oświadczam, a ona delikatnie skina głową.- Poznaj mojego młodszego brata Damona. Damon, poznaj Erin, miejscową zielarkę- wyjaśniam, a mój brat z całych sił powstrzymuje się, aby nie zadać tego cholernego, świadczącego o jego głupocie pytania, ale nic z tego. Ostatecznie i tak wyślizguje się zza jego zębów.
- Masz na myśli czarownicę?- pyta, unosząc brwi, a Erin posyła mu tak zjadliwe spojrzenie, że przez moment myślę, że pośle nas w diabli. Zamiast jednak to zrobić, ustępuje nam miejsca w progu i posyłając mi nieco łagodniejsze spojrzenie zaprasza nas do środka.
    Wnętrze jej domu jest tak normalne, że chyba dziwi Damona, ale według mnie to nic nadzwyczajnego. Erin rzeczywiście jest najstarszą czarownicą, jaka przetrwała w mieście, ale ma także córkę i wnuczęta, co zobowiązuje ją do niepostradania rozumu.
- Czego się napijecie?- pyta i kątem oka zauważam, jak Damon się uśmiecha. Daję mu kuksańca w bok, jednocześnie odpowiadając na pytanie.
- Jesteśmy tutaj tylko na chwilę, dziękujemy- wyjaśniam, a czarownica prowadzi nas wgłąb domu i zatrzymuje się dopiero kiedy docieramy do przestronnego pokoju, w którym chyba przyjmowani są gośćcie.
- Usiądźcie...

Damon
   Siadam obok Katniss, naprzeciwko podstarzałej czarownicy, która najwyraźniej jest kimś ważnym, skoro moja siostra traktuje ją jak bóstwo. Postanawiam się nie odzywać, dopóki nie będę do tego zmuszony, ponieważ mam talent do koncertowego pieprzenia wszelkich negocjacji.
- O co chodzi, Katniss?- pyta Erin, ostoja spokoju. Zastanawiam się przez chwilę jakim cudem jest tak spokojna, kiedy jakiś dzieciak tak strasznie hałasuje z tyłu jej domu. Ja osobiście już dawno dostałbym szału.
- Wyjaśniłam ci sytuację w liście, ale wiem, że nie byłam zbyt precyzyjna, więc postanowiłam przyjść i wyjaśnić kilka spraw- oznajmia moja siostra, jakby była na jakiś spotkaniu biznesowym, a ja skupiam swoją uwagę na widoku za dużym oknem. W rogu okna widać kawałek stojącej za domem, drewnianej huśtawki, na której siedzi jakaś ciemnowłosa dziewczyna. Wlepiam swoje spojrzenie w tył jej głowy, wsłuchując się w rozmowę Erin i Katniss.
- Wydaje mi się, że byłaś wystarczająco konkretna. Tak samo, jak ja w mojej odpowiedzi- oświadcza starsza z nich.
- Po to tutaj jestem. Musiałaś źle odczytać moje intencje- oponuje ta druga.
- Intencje? A jakie intencje może mieć słynna rodzinna McIntire w powrocie do Bornoldswick?- pyta czarownica, a ja nadal przyglądam się włosom i ramionom nieznajomej.
- Na pewno nie takie, jakich się po nas spodziewasz Erin- wyjaśnia moja starsza siostra.- Chodzi mi tylko o uzyskanie kilku informacji i być może rozejm. Jeżeli jednak go nie uznasz, uszanujemy to, ponieważ, jak słusznie zauważyłaś w swoim liście, nie mamy zbyt wielu praw do tego miejsca.
- Jakich informacji potrzebujecie?- pyta, wyraźnie zmęczona.
- Chcę uzyskać dostęp do wszelkich informacji o radzie miasta- żąda moja siostra, a ja odwracam wzrok od nieznajomej postaci na huśtawce i zerkam na nią, wyraźnie zaskoczony. Nie powiedziała mi nic o tym, że planuje pytać o tę przeklętą radę. Oczywiście, że nie. Gdyby to zrobiła, na pewno bym się nie zgodził tutaj przyjść. Erin patrzy w oczy Katniss, po czym szyderczo się uśmiecha, opierając brodę na długich palcach.
- Rada miasta, co?- pyta opryskliwie.- Przeklęta banda debili- syczy, pochylając się w naszą stronę.- Po co ci te informacje?- pyta bez ogródek, a Katniss długo milczy, najwyraźniej składając fakty.
- Wszyscy chcemy tego samego, Erin. Pokoju, zgody pomiędzy rasami, bezpieczeństwa w mieście. A skoro rada już nie istnieje, to kto miałby się zająć tymi sprawami?
- Wy?- pyta zdumiona czarownica, unosząc wysoko brwi.- Przepraszam, ale chyba się gubię. Chcecie zająć się bezpieczeństwem miasta?
- Nie tyle bezpieczeństwem, co hierarchią- oznajmia nagle Katniss, a ja mrużę oczy, mając wrażenie, że kompletnie postradała zmysły. Co ona znowu plecie? Jaka hierarchia?- Dobrze wiesz Erin, że to miasto, to magnes na takich jak my. Czarownice, wampiry, a nawet wilkołaki i hybrydy. Czy nie warto byłoby zająć się każdym z osobna? Przyjrzeć się grupom zamieszkującym las i bagna, miasto. Zadbać o to, aby nasz maleńki sekret został utrzymany w tajemnicy?
- Na jakich warunkach? Będziecie mogli mordować trójkę ludzi na tydzień, czy może swobodnie biegać po miećcie i wysysać z ludzi życie?- pyta zjadliwie staruszka, a ja jestem w stanie rozumieć jej poruszenie. Nie było nas w mieście od półtora wieku, a nagle wpadamy i chcemy ustalać zasady. To zrozumiałe, że Erin nie widzi w tym dobrych stron.
- Zgodzisz się udostępnić nam informacje o radzie i przyznać pozycję w mieście, a my zgodzimy się na jakiekolwiek warunki, które ustalisz. Może dopiero wróciliśmy, ale wiem, że jesteś ostatnią, która ostała się tutaj z twojego klanu, a starych wilków tez nie ma tutaj wielu. Czyli pozostała nas garstka.
- Nas?
- Założycieli miasta- wyjaśnia Katniss, a ja teatralnie się krzywię. Nienawidzę tego określenia, ale rzeczywiście, widniejemy na liście założycieli Bornoldswick i nikt tego nie zmieni. I jak tu żyć w ukryciu, kiedy kopie tej listy wiszą na każdej tablicy informacyjnej w mieście? Jakieś szaleństwo. Erin podnosi się z miejsca, obchodzi kanapę i sięga po maleńki kluczyk, zawieszony na czymś na rodzaj różańca. Do Boga jej daleko, bynajmniej takie jest moje zdanie. Każda istota nadprzyrodzona, jest w moim mniemaniu wykolejeniem, więc na pewno nie pochodzi od Najwyższego. Katniss zwykle myślała inaczej, ale nie mam zamiaru we wszystkim się z nią zgadzać.  Starsza kobieta otwiera komodę stojącą w rogu pokoju kluczem i podnosi jej wieko. Zabawne, pewnie ma takie skrytki w całym domu. Wyjmuje grubą, szarą teczkę i zamyka znów komodę, wracając na kanapę. Gruba teka leży pomiędzy nami, a ja widzę jak Katniss pali chęć dorwania się do niej i przeczytania wszystkiego, o wszystkich z Rady. Będzie jak Coulson z Tarczy, który wiedział nawet gdzie mają zwyczaj jadać jego agenci. Przypominam sobie, jak byłem w kinie na tej zabawnej ekranizacji o superbohaterach, jak im tam było? Avengers! Tak, to było zabawne, chociaż gdybym mógł wybierać, zostałbym Thorem. Niezły był z niego gość.
- Dokumentacja jest twoja, ale nie licz na to, że będę żyła na wasza komendę Katniss. Szanuję cię, wiem jak wiele poświęciłaś dla swojej rodziny, a nawet dla naszego miasta. Moja córka cię uwielbiała, zanim, no wiesz...
- Przykro mi Erin- odpowiada Katniss, a ja delikatnie marszczę brwi.
- Jeżeli komukolwiek w tym mieście, spadnie włos z głowy i zrobi to któreś z was, to klnę się na Boga, że skończycie jak wasi rodzice- ostrzega nas czarownica, a ja podnoszę się z kanapy, patrząc jak moja starsza siostra bierze w dłonie skarbnicę wiedzy o naszych odwiecznych wrogach. A więc to już się zaczęło. Dzień po przyjeździe Katniss straciła rozum. Mogłem to przewidzieć.
    Kiedy kierujemy się do wyjścia mogę spojrzeć tajemniczej dziewczynie z huśtawki w twarz. Ma delikatną, gładką, ciemną cerę, proste, czarne włosy i grzywkę, a usta ściągnęła w cienką linię, najwyraźniej zaniepokojona naszymi odwiedzinami. Posyłam jej pewny siebie uśmiech i wychodzę zza drzwi.
- Mam nadzieję, że Bornoldswick w końcu zazna spokoju- oznajmia na pożegnanie Erin.
- My również- wtóruje jej Katniss.

11 komentarzy:

  1. Łał super prolog i dwa rozdziały podoba mi sie ta tajemniczość i mroczność. Bede tu gościem i to częstym. Pozdrawiam i całuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejo kochana! :3
    Rozdział jak zawsze cudny! :D
    Zaskoczyłaś mnie, gdy Tobias zaatakował Kath. Sądziłam, że się jakoś powstrzyma xD Ale też było moim zaskoczeniem, że ta chociaż nie dała mu z liścia xD
    Nie dziwię się, że Caroline ( muszę powiedzieć, że naprawdę bardzo ją polubiłam ) nie powiedziała nikomu, gdzie się wybiera. Może to nawet lepiej? Po jej wizycie u Nicholasa ( tak to można nazwać ) przekonałam się, że naprawdę szczerze co kochała. Szkoda tylko, że tak to się skończyło :(
    Heh. A dlaczego Katniss wzięła ze sobą Damona, a nie kogoś innego? Jest bardziej dojrzalszy? xD No mnie też zaskoczyła jej propozycja, czy jak to tam nazwać, ale w sumie to może się udać. No zobaczy się C:
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrrr, zawsze mnie podnosisz na duchu! Dziękuję kona ;*

      Usuń
  3. Jestem zachwycona Twoim opowiadaniem!
    Wystraszyłam się kiedy Tobias zaatakował Kath (dobrze, że w porę się opanował).
    Szkoda mi Caroline miłość wbrew wszystkim ehhh to takie smutne
    Katniss mnie intryguje a raczej jej pomysły ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka:D
    przyjemnie mi się je czytało jestem po twoich dwóch rozdziałach i są naprawdę genialne:).
    Wiec mam trochę do nadrobienia ale zrobię to z miła chęcią:*
    Pozdrawiam choi

    OdpowiedzUsuń
  5. KATH:
    Naprawdę Jezus umarł o trzeciej? xD
    Czemu Kath wspomina właśnie o tym? Była niegdyś katoliczką i jakaś część tego w niej pozostała?
    Początkowo narracja naprawdę fajnie pasuje do Katherine. Wampirzyca szybko irytuje się dźwiękiem, niecierpliwie idzie na dół. Trochę

    nie pasowało mi jej przerażenie włamaniem. No bo, nie oszukujmy się, kogo może bać się wampir? ;) Ale wraz z narracją mnie oświeciło i

    przypomniałam sobie, że istotnie może bać się wielu innych istot. Choć myślę, że w takim przypadku ten marny pogrzebacz na nic by się

    zdał naszej bohaterce.
    Tobias, jak widzę, wpadł w krwiożerczy szał. Ma za to maleńkiego plusa, choć wciąż jest dla mnie dość nudny. :P

    TOBIAS:


    Kłykcie? A nie knykcie?
    O, na pewno Kath robi to dla niego. Tylko czemu? Skąd wzięły się u niej takie ludzkie i przyjazne odruchy? Skąd współczucie dla

    rozbitego, nie panującego nad sobą brata?

    CAROLINE:
    Jej wątek jest piękny. Uczuciowy, delikatny, jak Caroline. Historia jej miłości jest tak romantyczna, tak smutna i poruszająca. Wydaje

    mi się, że odwiedziny na grobie były dokładnie tym, czego ta biedna wampiryczna nastolatka potrzebowała.
    Bardzo mnie zaintrygowało wtrącenie o afrykańskim szamanie. To Twój wymysł, czy jakiś zguglany autentyk?

    KATNISS:
    Mogłaby po prostu kierowcę czołgu... zjeść. xD
    Och, czego Katniss szuka u starej czarownicy? Nie wróży to chyba najlepiej. Choć wierzę, że ona z tego całego piekielnego rodzeństwa

    jest odpowiedzialna i najbardziej zrównoważona, obawiam się tej wiedźmy. Czy można jej ufać? No i czy zabieranie ze sobą

    nieobliczalnego Damona było rozsądne?

    DAMON:
    I masz babo placek! Tutaj także narracja jest dość charaktrystyczna dla podmiotu, jakim jest Damon. I bardzo typowe dla tej postaci

    jest pozorne niezainteresowanie sprawą, a wyglądanie za okno i przyglądanie się obcym dziewczynom. Swoją drogą, czy będzie ona miała

    jakąś większą rolę w historii?
    Katniss naprawdę postradała rozum. Cud, że czarownica zgodziła się udostępnić jej materiały, zazwyczaj wiedźmy niechętnie współpracują

    z wampirami. Nie wiem, czy dobrze postąpiła. Rzeczywiście piątka wampirów sprawująca władzę nad spokojem i bezpieczeństwem miasteczka i jego mieszkańców... brzmi to jak kpina, no ale może wspaniała i odpowiedzialna Katniss w to wierzy. Ja tego nie kupuję, ale zobaczymy, jak jej pójdzie. :D

    Podoba mi się na razie takie rozwój sytuacji. Błagam jedynie, wyjustuj tekst i zastosuj akapity. xD
    Pozdrawiam, buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch, wybacz za te dziwne odstępy w komentarzu. Notatnik zbugował mi tekst.

      Usuń
    2. Jakos głębiej nie myślałam o tym katolickim wątku- po prostu wpadł mi do głowy, bo uwielbiam horrory, a w nich mnóstwo egzorcyzmów :D
      Szaman to moja wyobraźnia, żadnego googlowania:D
      Bonnie odegra ważną rolę w historii, dosyć kluczową :)
      No i Katniss jest rozsądna, ale jej poczynania często graniczą z absurdem. Jest jednak w czepku urodzona więc wychodzi jej wszystko na dobre :)
      Dziękuję za twoją opinię !

      Usuń
    3. Ach, to była Bonnie! :3
      Z czasem przekonam się, jak wyszedł Katniss ten pomysł. :)

      Usuń
  6. AVENGERS!!!! AAA!!!! <3 *0* Dziwię się, że Damon zna takie cuda techniki jak nowoczesne kino. Ale serio, Thor?
    Co ja jeszcze miałam ... A, tak! Cześć :) Widziałam, że ileś moich znajomych tutaj u Ciebie czyta, to też wpadłam, a co mi tam! No i zostaję. Takiej historii jeszcze nie czytałam.
    Ale nie wiem, czy czegoś nie widziałam, czy co, ale nie jarzę na jakich zasadach opiera się ten cały świat. Pamiętniki Wampirów? Zmierzch? No nie wiem! Gdzie to jest?
    To tyle co mogę napisać. I'll be back!
    ~ Cameleon

    OdpowiedzUsuń