niedziela, 13 września 2015

' La Familie '

Katherine
Bornoldswick, niewielkie miasteczko Wielkiej Brytanii, zamieszkane przez zaledwie kilkaset osób, znane jest głównie z... nie chcę kłamać, ale z niczego. Współczesny świat, przepełniony nowoczesną technologią, skupiający się na gigantach gospodarki i handlu, omija szerokim łukiem miasto, jak to. Mała, zatęchła dziura, gdzie psy ciągają za sobą budy, a o zniknięciu danego mieszkańca nie wie kompletnie nikt, zwana bywa końcem świata. W tym miejscu się umiera...i tyle. Nie ma możliwości rozwijania się zawodowo, a tym bardziej wybicia się jako artysta. Tutejsze grajki, nigdy nie zaznają smaku sławy i zachwytu ich talentem, a młode damy, marzące o karierach aktorek i modelek, kiedyś udławią się swoją wybujałą wyobraźnią. Mieszkańcy tego miasta, w większości, nigdy nie przekroczyli granic, więc nie wiedzą jakie luksusy skrywa wielki świat za wodą. W mieście jest dokładnie jeden kościół, gdzie co niedzielę wszyscy zbierają się, aby pogadać z Bogiem, w którego wierzą, dokładnie jeden bar, gdzie faceci zapijają kolejną kłótnię z żoną, jeden park, jedno przedszkole, jedno liceum i jeden posterunek policji. Wszyscy łudzą się, że składa się to na wzór idealnego, brytyjskiego miasteczka, ale jak dla mnie, miejsce to mogłoby być miejscem urodzenia samego Jacksona, a i tak byłoby żałosne. No cóż...jedyne co mamy tutaj, takie samo jak w Londynie, to angielska pogoda. Deszcz. Tutaj ciągle pada! Nie żebym narzekała, bo biorąc pod uwagę moją naturę, ciągłe zachmurzenie jest niczym manna z nieba.
    Siedząc na tylnej kanapie żółtej taksówki, zastanawiam się, czy to właśnie klimat przywiał mnie tutaj z powrotem, czy ogromna narośl w postaci braku empatii i jakichkolwiek ludzkich odruchów? Nie wiem i szczerze, w ogóle się nad tym nie zastanawiam. Tak już mam zapisane w kodzie dna, nigdy nie rozpamiętuję swoich czynów, a już na pewno ich nie żałuję.
    Taksówkarz zatrzymuje się na piaszczystym podjeździe domu, a ja zastanawiam się, co się stanie, kiedy wysiądę.
    Dom, na który patrzę ma ogromną, drewnianą werandę, nad którą widnieje również przestronny balkon. Drewno pokrywa wiekowy bluszcz z białymi kwiatami, a tuż obok wejścia stoją dwa bujane krzesła. Pomimo urokliwego wyglądu, na pierwszy rzut oka można spostrzec, że przydałby mu się remont. Schody mają dziury, farba i tynk poodpadały w wielu miejscach, tworząc z ścian łaciate pole, a wszystko razem wzięte okropnie skrzypi.
- Pomyliłem adresy?- pyta taksówkarz, dyskretnie dając mi do zrozumienia, że nie ma zamiaru sterczeć przed tym domem do usranej śmierci, więc posyłam mu znaczące spojrzenie i wygrzebuję z portfela kilkadziesiąt dolarów.
- Zdzierca- mamroczę, kiedy wysiadam z jego obskurnego wozu, a kiedy trzaskam drzwiami, udaje mi się dosłyszeć pogardliwe 'jędza'. Nie on pierwszy i nie ostatni, tak o mnie mówi. Zerkam na walizkę, która stoi przy mojej prawej nodze i ciężko wzdycham. Jak ja, do licha, przejdę po tym piasku, w moich nowych butach? Zaciskam usta w cienką linię, patrząc na czternastocentymetrowe szpilki, bijąc się w duchu, jak ja mogłam je założyć? Wbrew pozorom, pierwsze wrażenie, nie ma dzisiaj najmniejszego znaczenia. Drzwi domu wydają przeraźliwy dźwięk, więc podnoszę głowę i moim oczom ukazuje się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany cały na czarno, co sprawia, że wydaje się przeraźliwie wychudzony. Wyraz jego twarzy sprawia, że moje usta wykrzywia zjadliwy uśmieszek.
- Też się cieszę, że cię widzę, Tobias- oznajmiam, ruszając w jego stronę. Moje buty grzęzną w piachu, ale nie pozwalam sobie, na choćby jedno zachwianie. Nie dam temu gówniarzowi tej satysfakcji. Kiedy docieram do schodów, kamień spada z mojego serca. W sumie to tak, jakby skała obijała się o skałę, ale to nieważne. Stawiam walizkę z hukiem na drewnianej podłodze i prostuję się, oblizując usta. Patrzę w oczy Tobiasa, zastanawiając się, co tak właściwie powinnam mu powiedzieć i nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo się cieszę, kiedy słyszę, że w domu jest ktoś jeszcze. Nie ktoś, a wszyscy.
- Jestem ostatnia?- pytam, delikatnie unosząc brwi.
- Jak zawsze- odpowiada chłopak, odsuwając się i ustępując mi miejsca w drzwiach. Rzucam mu znaczące spojrzenie, które ma zastąpić moje podziękowania i wchodzę do środka, ciągnąc za sobą walizkę, Wnętrze domu wydaje się być nienaruszenie identyczne, jak ostatnim razem, kiedy tu byłam i wcale nie uważam tego za nic dziwnego. Wręcz przeciwnie, właśnie tego się spodziewałam. Te same panele podłogowe, te same firany, meble, fotografie i obrazy, a nawet ten sam układ książek na regale, który znajduje się w salonie, do którego wkraczam. Momentalnie chcę zawrócić. Całą podróż samolotem i taksówką zastanawiałam się, co zrobię, jak już dotrę na miejsce i teraz już wiem. Ogarnia mnie panika. Co powinnam powiedzieć, co zrobić, jak się zachować? Jaką maskę powinnam przybrać tym razem? Postanawiam się rozejrzeć.
    Chłopak, który przywitał mnie w drzwiach, Tobias, to najmłodszy z nas. Żartobliwie nazywamy go numerem pięć, ale okropnie tego nie lubi. Jest porywczy, często bezpodstawnie stawia zarzuty, gniewa się i jego hobby jest chyba obijanie cudzych facjat. Taką przynajmniej ma opinię. Oprócz tego mówi się, że jest najbardziej zawziętym i lojalnym, z nas wszystkich. Ja uważam nieco inaczej. Dla mnie zawsze będzie szczylem, który donosił na mnie najstarszej siostrze.
    Jeśli mówić o najstarszej, jest nią ułożona, zawsze rozsądna, planująca wszystko na rok do przodu, Katniss. Stoi przy oknie, głowę opierając o szybę i uparcie obserwuje ogród na tyłach domu. Zawsze uważałam, że moja nienawiść do niej jest tak ogromna, że nic nie może jej przezwyciężyć. Jest jednak osobą odpowiedzialną. Kiedy przyszedł na to czas, wzięła nas wszystkich pod swoje skrzydło, postanawiając nas wychować. Nie powiedziałabym, że dobrze jej szło, ale lepsze to, niż sierociniec.
    Na prawo od niej, w zapadłym, starym, okurzonym fotelu siedzi przesłodka, na pierwszy rzut oka, Caroline. Jej krótkie, blond włosy sięgają zaledwie szczupłych ramion, a niebieskie oczka świdrują mnie i mam wrażenie, że za moment przeszyją mnie na wskroś. Caroline jest tylko rok starsza od Tobiasa, więc jest numerem cztery. Uwielbiam nazywać członków mojej rodziny numerkami, jest mi wtedy o niebo łatwiej.
   Ja mam numer dwa, albo trzy. Dlaczego miałabym mieć prawo wyboru? Ponieważ jest jeszcze on, Damon. Siedzi na sofie, nogę zakładając na nogę i szelmowsko się do mnie uśmiechając. Odkąd pamiętam, ten cholerny uśmiech nie schodzi z jego twarzy. Nie ważne czy aktualnie się wścieka, jest zraniony, czy powinien płakać, on wiecznie się uśmiecha. Czy jest to irytujące? Cóż, nie znam bardziej irytującej osoby od niego i myślę, że on mówi o mnie to samo. Właśnie na tym polega wzajemna miłość bliźniaków, albo nienawiść, jakkolwiek nazwać nasze relacje. A więc równie dobrze, w naszej rodzinie nie musiałoby być numeru trzy, ponieważ oboje stoimy na drugim miejscu, zaledwie rok po Katniss.
    Póki co zauważyli mnie tylko Damon, Tobias i Caroline, Katniss wydaje się być kompletnie nieobecna. Nie wiem czy powinnam przeszkadzać jej w głębokim rozmyślaniu nad sensem życia, ale szczerze uważam, że czasami myśli za dużo.
- Miałam wrażenie, że to spotkanie rodzinne po latach, a nie pogrzeb babci Queen- oświadczam, a ton mojego głosu i czarny humor rozładowują napięcie. Momentalnie w moich uszach rozbrzmiewa wesoły śmiech Caroline, która zrywa się na proste nogi i pędzi w moją stronę, aby nieco zbyt entuzjastycznie mnie przywitać. Zaraz po niej zjawia się Damon i oschle, jak przystało na brata, obejmuje mnie, poklepując po plecach. Dopiero kiedy wymieniam spostrzegawcze spojrzenia z Tobiasem, mam odwagę spojrzeć w twarz Katniss. Ramiona opuściła wzdłuż tułowia, usta wygięła w czymś na rodzaj uśmiechu, a jej oczy starają się zajrzeć dosłownie wszędzie, poczynając od moich szpilek, po sam dekolt.
- Miło cię wi...- zaczyna, ale macham ręką, bo wiem, jak trudne jest dla niej to spotkanie. Zapewne tak samo trudne jak dla mnie, albo może nawet trudniejsze, ponieważ z nas dwóch to ona zawsze chowała urazę najdłużej.
- Cześć, Kat- rzucam w jej kierunku, a ona kiwa głową i obie odwracamy wzrok. Wesoła atmosfera po prostu pryska, a wszyscy znów milczą, jak na zbiorowej stypie. Co mi do licha strzeliło do głowy, aby zgodzić się na przyjazd w to miejsce?!

Tobias
    Nogi niosą mnie schodami na górę, a w dłoniach dzierżę dwa kubki z herbatą. Mijając powieszone na ścianie, wzdłuż klatki schodowej lustro, przypominam sobie obraz siebie samego, jaki kiedyś zarysowała mi pewna dama z Polski. Uznała mnie za postać majestatyczną, dumną, a nawet nieco pyszną, która bardziej wzbudza respekt, niż poczucie bezpieczeństwa. Wziąłem sobie jej słowa do siebie i próbowałem nawet to zmienić. Próbowałem bardziej ufać ludziom, puścić w zapomnienie wszystkie złe wspomnienia, zacząć żyć od nowa, ale okazuje się, że to trudniejsze, niż nauczenie się samokontroli. Człowiek nie może się zmienić z dnia, na dzień, a jeśli już to robi, to tylko dlatego, że ktoś go do tego popchnął. Z całego mojego rodzeństwa, tylko jedna osoba próbowała kiedykolwiek utrzymać mnie w ryzach, a była to Caroline, która aktualnie siedzi na balkonie, wlepiając tęskny wzrok w łąkę obok domu. Siadam obok niej, bez słowa i podaję jej kubek z herbatą, wiedząc jak bardzo ją lubi. Brytyjska herbatka potrafi czynić cuda. Przez moment patrzę przed siebie myśląc o tym co nas czeka, o tym co działo sie tego dnia i dochodzę do wniosku, że jak na pierwszy dzień reszty naszego wspólnego życia, nie było wcale tak źle.
- Prawda?- pyta, ze śmiechem moja siostra.- Sądziłam, że Katherine rzuci się na Damona z pazurami- zauważa, a ja przytakuję skinieniem głowy.
- Albo na Katniss, biorąc pod uwagę napięcie pomiędzy nimi- dodaję, a blondynka wzdycha, zaczesując włosy za ucho. Pomimo niezbyt wesołego tematu, uśmiech nie znika z jej twarzy. To jej najmocniejsza i najlepsza cecha, zawsze jest szczęśliwa. Ale może to tylko pozory?
- Byłaś daleko?- pytam, upijając łyk herbaty. Caroline zerka na mnie pytająco.- Czy byłaś daleko, kiedy dostałaś list od Katniss- wyjaśniam, a ona odstawia kubek na podłogę i obejmuje się ramionami. Niespełna dwa tygodnie temu dostałem list od mojej najstarszej siostry, który, w skrócie, mówił o tym, że powinniśmy dać sobie ostatnią szansę. potem okazało się, że każde z nas dostało list o tej samej treści.
- Na Alasce- odpowiada Caroline, a ja wysoko unoszę brwi.
- Poważnie?
- Tak, to świetne miejsce, no i świetni ludzie- wyjaśnia, wzruszając ramionami.- A ty?
- Ja?- śmieję się cicho.- A ja byłem w Chicago- odpowiadam, zgodnie z prawdą.- Zdołałem pobyć tam może kilka dni, a już dostałem ten przeklęty list i...
- Też to poczułeś?- pyta cicho Caroline.- Jak czytałeś ten list? Też poczułeś, że to może być nasza jedyna szansa? Że jeśli nie spróbujemy, to wszystko przepadnie? Nasza historia, wspomnienia, więzi, nasza rodzina?- pyta, a każde jej słowo dociera do mojego serca, wbijając w nie maleńką szpilkę. Zaczynam odczuwać dyskomfort i zdenerwowanie, z powodu rozmowy o tak głębokich odczuciach, ale nie chcę zabierać Caroline przyjemności rozpowiadania o nich. Nie chcę aby uśmiech zniknął z jej twarzy, a pasja z głosu. Nie chcę jej rozczarować moją obojętnością, więc uśmiecham się i delikatnie kiwam głową.
- Tak, coś koło tego- odpowiadam wymijająco, a ona wzdycha ciężko, znów biorąc w dłonie kubek z herbatą. Po raz pierwszy tego dnia uświadamiam sobie, że cała misja naprawiania naszej rodziny będzie cięższym zadaniem, niż mi się wydawało.

Damon
    Zerkam kontem oka, jak Katniss wychodzi z kuchni, zabierając ze sobą butelkę wody i nową lekturę, którą upatrzyła sobie w kiosku, nieopodal rynku miasta. Spędziłem z nią dwa dni, ponieważ oboje spotkaliśmy się w drodze do domu. Oczywiście, wcale tego nie chcieliśmy, ale dobre wychowanie nie pozwoliło nam się rozejść. Takim też oto sposobem dotarliśmy na miejsce razem, wcześniej odwiedzając niezliczoną ilość sklepów z gazetami lokalnymi i romansidłami dla starszych pań. Zacząłem się już bać, że dopada ją demencja starcza, kiedy drugi raz chciała kupić tę samą książkę. Zrezygnowała z niej jednak, na rzecz czasopisma dla fanatyków golfa i wędkarstwa. Nie mam bladego pojęcia po co jej całe to badziewie, ale nie mam zamiaru o to pytać. Jeszcze by się okazało, że kolejne dwa dni będę musiał przesiedzieć na kanapie, słuchając jak to przez kilka ostatnich lat rozwinęła sie w niej chęć uprawiania nudnych sportów dla leniwych bogaczy. Wolałem puścić ten fakt mimo 'oczu' i o nic nie pytać. Kiedy drzwi zamykają się za jej irytująco opanowaną i cichą osobą, nachylam się w stronę brunetki, opierającej się o blat wyspy kuchennej.
- Spóźniłaś się- warczę, a ona unosi brwi, pchając do ust kolejną wisienkę.
- Wiesz jak trudno jest złapać taksówkę do tej dziury?- pyta, a ja wywracam teatralnie oczami. Wygodna, wiecznie odstrzelona, jak na wesele, Katherine musiała przyjechać taksówką, ponieważ jej chude, wampirze nóżki nie dałyby rady ponieść jej taki kawał w metrowych szpilach, za które zapewne zapłaciła kupę hajsu. Kim ona jest?!- Znowu to robisz- oświadcza, wytykając mnie palcem.
- Co?- pytam, marszcząc brwi i kradnąc jej spod nosa wiśnię.
- Oceniasz mnie- oświadcza, a ja cicho wzdycham. Zapomniałem, że jesteśmy bliźniętami, co oznacza, że w dziwny, nienaturalny sposób możemy wiedzieć o czym myśli w danej chwili to drugie. Okropny, uciążliwy dar, naruszający naszą wzajemną sferę prywatnych myśli.- Dobrze wiesz, że nie lubię biegać jak postrzelona po lasach- dodaje, a ja wzruszam ramionami.
- Powinnaś wstawić się na czas, Katniss bardzo na tym zależało- mamroczę, chociaż wiem, że puści to mimo uszu. Tak też robi, podchodząc do lodówki i wyciągając miseczkę ze świeżymi truskawkami, które swoją drogą Katniss również kupiła przed przyjazdem do domu.- Zadbała o wszystko. Napisała do nas te listy, upewniła się, że dom stoi pusty i nikt go nie kupił no i przygotowała się na nasze przybycie- próbuję jej bronić, chociaż Katherine wydaje się być odporna, na moją paplaninę.
- Chciałeś chyba powiedzieć, że przygotowała się na konfrontację ze mną i tylko ze mną, ponieważ to ja tworzę największy problem- mamrocze, z ustami pełnymi świeżych owoców. Nie wiem co mam odpowiedzieć. Nie jestem i nigdy nie byłem w temacie sporu pomiędzy moją bliźniaczką, a starszą siostrą i nigdy nie mogłem opisać się po żadnej ze stron. Teraz też tak jest, z tą różnicą, że konflikt pomiędzy nimi wyraźnie się zaostrzył. Nie wpłynął on jednak na decyzję Katniss o zaproszeniu Katherine do domu, co stawiało ją w dobrej pozycji.
- Ona naprawdę się stara, Kath- szepczę, a moja bliźniaczka posyła mi piorunujące spojrzenie, pod którym nigdy nie miałem zwyczaju się kulić. Nie boję się jej ani trochę.
- Uważasz, że ja się nie staram?!- pyta z wyrzutem w głosie, a ja cicho wzdycham.- Staram się, Damon! Jestem tutaj od czterdziestu minut, a ty już zdążyłeś znaleźć powód do potępienia mnie? Co to jest za sposób na spotkanie p latach, co? Bo jeśli to jakaś twoja przemyślana strategia, to nie działa...
- Nie mam żadnej strategii, Kath!- przerywam jej, bo czuję, że jeśli powie jeszcze jedno, bezsensowne zdanie, to ją uduszę.- W tym rzecz! Nikt z nas, niczego nie planował! Mieliśmy wszyscy puścić w zapomnienie minione lata i zacząć od nowa!
- Co za bzdury!- warczy moja siostra, cofając się dwa kroki.- Chcesz mi powiedzieć, że tak po prostu o wszystkim zapomniałeś?!- pyta, mrużąc oczy.- Tak po prostu, z dnia na dzień, zapomniałeś, że pokłóciłeś się jak cholera z Tobiasem, olałeś ze trzy razy Caroline i mnie nienawidzisz?!
- Nie nienawidzę cię- szepczę, a ona milknie, ciężko oddychając.
- Nie wierzę ci, Damon- oświadcza, a ja cicho wzdycham.- Możesz mnie akceptować, lubić moje towarzystwo, a nawet kochać, ale wiem, że mimo to i tak będziesz mnie nienawidził- mówi, a jej oczy nie zachodzą łzami, tak jakby to zrobił oczy Caroline, albo Katniss. Jej spojrzenie jest ostre, zawzięte, nieugięte i pewne słów, które wypowiada.- Nie próbuj mnie okłamywać, przekonywać, że wcale nie jestem czarną owcą, bo jestem. I wiesz co? Cholernie mi z tym dobrze!
- Znakomicie!- warczę, prostując się i piorunując ją wzrokiem.
- Świetnie!- odkrzykuje, a ja odwracam się na pięcie i idę w stronę drzwi.
- Cudownie!- wtóruję jej, ale wiem, że nie da za wygraną.
- Wyśmienicie!- krzyczy, kiedy znikam za drzwiami kuchni. Mam jej dość, a widzimy się od niecałej godziny. Podnoszę głowę i widzę Katniss, która siedzi na kanapie w salonie i patrzy na mnie z gniewnym wyrazem twarzy.

Katniss
   Pierwszy dzień jest najtrudniejszy. Nieważne czy idziesz do nowej szkoły, przeprowadzasz się w nowe miejsce, poznajesz nowych ludzi, czy wracasz do domu, aby spróbować zżyć ze sobą swoją porąbaną rodzinę. Najtrudniejszy jest pierwszy dzień i każdy z nas musi go przetrwać na własny sposób. Caroline zaszyła się na górze, zapewne bojąc się konfrontacji, a Tobias postanowił jej towarzyszyć. Ja pomyślałam, że znalezienie sobie zajęcia, które odciągnie mnie od niezręcznych spotkań w drzwiach z Katherine, albo kłótni z nią, będzie odpowiednie. Nie jestem jednak w stanie czytać, kiedy z kuchni docierają mnie odgłosy pierwszej kłótni. Na litość boską, jesteśmy w domu od niespełna godziny! Jak to możliwe, że Katherine i Damon już zdążyli podnieść sobie nawzajem ciśnienie? Nasłuchuję jak się przekomarzają, a kiedy Damon zjawia się w salonie, posyłam mu gniewne spojrzenie.
- To waszym zdaniem jest nowy początek?- pytam, unosząc brwi, a on wzdycha i ciężko opada na fotel, naprzeciwko mnie.
- Ona mnie wykończy- szepcze, bardziej do siebie, niż do mnie, a ja odkładam książkę i pochylam się w jego stronę.
- To jej specjalność- zauważam, a on zerka na mnie tak, jakby nawet po kłótni z Katherine, nie życzył sobie, abym ją krytykowała.- Kath ma ciężki charakter, jak my wszyscy! Naszym zadaniem jest nauczenie się, jak żyć pomiędzy i ze sobą. Nie możesz jej karcić za każde zdanie i zawsze chcieć mieć ostatnie słowo- zauważam, a on wznosi oczy ku górze.
- To ona zawsze ma ostatnie słowo- zauważa oschle, a ja delikatnie się uśmiecham. Tak, odkąd pamiętam Katherine grała ostatnią nutę. Rozumiem Damona, ale jednocześnie wiem, że nie mogę go popierać. Nie mogę popełniać błędów z przeszłości i faworyzować jedno z bliźniąt, ponieważ wiem z doświadczenia, że prowadzi to do niezłej draki, a tego nie chcę. Nikt z nas nie chce.
- Katherine potrzebuje czasu i ty również- zauważam, znów sięgając po moją książkę.- Odpuść jej- dodaję i upijam łyk herbaty, po czym wracam do książki, opowiadającej historię Jamiego i Laury, kompletnie zagubionych w świecie randkowania i miłości- coś o tym wiem. 

Caroline
    Rozmowa z Tobiasem odciąga moją uwagę od krzyków, dochodzących nas z dołu. Przez wiele lat zdążyłam przywyknąć, że nasze kochane bliźnięta wiecznie się kłócą. Nawet kiedy się nie kłócą, ich rozmowy mają w sobie coś z rywalizacji. Mają to chyba zapisane w kodach dna, więc nikt nie może tego zmienić. Dogadują się tylko wtedy, kiedy mają wspólnego wroga. 
    Myśląc o wrogach, zerkam ponad drewnianą barierą balkonu na łąkę rozciągającą się po lewej stronie i wracam pamięcią do wyglądu, głosu, śmiechu, mojego imienia pobrzmiewającego w ustach Nicholasa, mojej dawnej miłości. Nie mogę pojąć, że od naszego ostatniego spotkania, które tak starannie próbowałam usunąć z mojej pamięci, minęło prawie półtora wieku. Jak ten czas szybko ucieka! Czy ja w ogóle dobrze go wykorzystałam? Czy miałam go choć przez moment w ryzach? Nie, myślę, że przefrunął przez moje palce, całkowicie zmarnowany. Nie mogę jednak cofnąć czasu. Gdybym mogła, cofnęłabym się do roku 1865 i zdzieliła młodą mnie w twarz. Jak mogłam być tak ślepa, tak głupia, aby zakochać się w łowcy wampirów? Swoją drogą, on też nie należał do najsprytniejszych, skoro nie poznał się na mnie już przy pierwszym spotkaniu. Miałam szczęście, że nie przypłaciłam tego romansu życiem.
- Myślisz, że jest tutaj jego nagrobek?- pytam, przerywając Tobiasowi jego monolog, dotyczący jego ostatnich miesięcy z podróży.- Nicholasa?- precyzuję, a on dziwacznie się spina. Nie wiem jaki ma ku temu powód i zaczyna mnie to interesować, ale odpuszczam, zanim zdążę zapytać. To logiczne, że moja rodzina ma problem z rozmowami o Nicholasie, łowcy, który spalił na stosie naszych rodziców.- No tak- szepczę, delikatnie się uśmiechając.- Przepraszam...
- Nie musisz- odpowiada Tobias.- Sądzę, że tak- dodaje, a ja cicho wzdycham.- Sądzę, że jest tutaj nawet jego pomnik- dodaje, a ja cicho chichoczę.
- Król łowców, który zakochał sie w wampirzycy- oświadczam, w powietrzu zarysowując tablicę tytułową na pomniku Nicholasa.
- Całkiem śliczną, swoją drogą- dodaje Tobias, a ja unoszę wyżej brodę. Lubię jak ktoś mnie komplementuje, nawet jeśli jest to mój młodszy brat. Pomimo żartów na temat Nicholasa i szczerej nienawiści do jego osoby, w głębi duszy wciąż tęsknię za jego subtelnym dotykiem.
    Mam nadzieję, że nowe życie z moją poplątaną rodziną, pomoże mi o nim zapomnieć. 

10 komentarzy:

  1. Hejo kochana! :3
    Ten rozdział jest dużo lepszy, niż ten poprzedni. Zdążyłam już bliżej poznać tą poplątaną rodzinkę xD Hehe. Wygląda na to, że to tylko Caroline jest pozytywnie nastawiona :D
    ,,Zerkam kontem oka, jak Katniss wychodzi z kuchni, zabierając ze sobą butelkę wody i nową lekturę, którą upatrzyła sobie w kiosku, nieopodal rynku miasta.’’ kątem oka
    ,,Co to jest za sposób na spotkanie p latach, co?’’ po latach
    Hm... Nie ma to jak kłótnia rodzeństwa xD Wiesz? Spodobał mi się ten pomysł z darem Damona i Kath :P
    Widać, że Caroline tęskni za Nicholasem...
    Przepraszam, że krótko. Znasz powód ;)
    Czekam na nn! Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literówki to moje niedopatrzenie.
      Dziękuję za opinię kochana<3 Do następnego ;*

      Usuń
  2. Jeśli wolno mi trochę marudzić, to brakuje mi spisu treści.
    Jako rodzinka przyznaję, że są bardzo specyficzni, tacy.. patologiczni na swój demoniczny sposób. Cóż... nie ma rodzin idealnych więc będę musiał przywyknąć do ich stylu bycia.
    Jeśli wolno mi mieć jeszcze jedno zastrzeżenie, to przeszkadzać mi będzie takie skakanie po perspektywach. Na dłuższą metę może to być uciążliwe. Chyba wolę jak jeden rozdział pisany jest z jednej perspektywy. Tutaj też dziwnie mi się czyta perspektywę kolejnego bohatera, który ma sposób mówienia/opowiadania historii taki sam jak poprzedni i jak przyszły. Powinnaś nad tym nieco popracować, bo pisanie kilkoma spojrzeniami, to tak jakby być kilkoma autorami, bo każdy bohater powinien mieć swój, niepowtarzalny styl mówienia, nazywania pewnych przedmiotów, a u ciebie to zlało się w jedną masę. Powinno być tak, że bez wcześniejszego zaznaczenia kto mówi, ja już powinienem wiedzieć kto mówi, bo bohater miałby swój niepowtarzalny styl.
    Wiem, że komentarz chaotyczny, ale pisany z pracy, więc wybacz.

    otchlan-szarosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż...może masz rację. Na początku myślałam, że pisanie mniej więcej w tym samym tonie, przez każdego z bohaterów, pokazuje, że pomimo wielu sprzeczności są sobie podobni, ale chyba wezmę Twoją radę pod uwagę. Póki co kilka kolejnych rozdziałów dzieli się na pięć części. Jednak pokazałam też jeden rozdział z perspektywy kogoś całkowicie innego. Myślę, że ilość perspektyw będzie się po prostu zmieniała. Niektóre historie wymagają pokazania ich z różnych perspektyw, a inne lepiej przedstawić z punktu widzenia tylko jednej osoby.
      Dziękuję za opinie, na pewno mi się przydadzą :)

      Usuń
  3. Ciekawa ta Twoja rodzinka... każdy inny, każdy ma swój świat. Fajnie, że pokazujesz akcję z perspektywy wielu osób. Osobiście mnie się to podoba ;)
    Nie jestem zbyt dobra w pisaniu komentarzy. Ogólnie mówiąc podoba mi się :) Na pewno będę czytać Twojego bloga (teraz niezbyt mam na to czas, ale nadrobię!)

    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite. Po prostu niesamowite. Chyba znalazłam swoją Walentynkę - Damona <3
    Cały pomysł na tą historię jest tak epicki (w moim przypadku to największy z możliwych komplementów) i tak epicko napisany, że aż brak mi słów...
    Zdecydowanie najbardziej lubię Katniss i Damona. Tobias hmmm... na razie mam co do niego mieszane uczucia :/
    Jeśli zaś chodzi o Caroline to zdecydowanie jest to typ osoby którą trzeba się opiekować bo najczęściej nie radzi sobie po prostu z życiem (taka gra słów, bo przecież jest wampirem) ;)
    Kath... ta postać którą będę hateować. Ale nie martw się zawsze się taką znajdzie...
    Lecę czytać dalej bo jest straszliwie ciekawa dalszego ciągu

    PS
    Na "Patrząc w Przeszłość" pojawił się nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. hej:*
    Świetny rozdział dzięki twojemu postowi mogłam poznać każdego z rodzeństwa, nie mam swojego ulubionego bohatera bo każdy na swój pokręcony sposób jest specyficzny:p
    Oczywiście w pozytywnym znaczeniu :D
    wiec opowiadanie świetne no to tyle i idę czytać dalej:D

    http://paktogniaiwody.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Katherine: Podoba mi się jej styl myślenia, postrzeganie świata, jakie ukazałaś jej narracją. Jest dokładnie taka, jak ją opisałaś - beztroska, nieco egoistyczna i jędzowata. Urocza, jak dla mnie. Choć nieco dziwi mnie, że taka postać jak ona ma problem i zastanawia się, jak się zachować na spotkaniu po latach. Powinna mieć to w nosie i być sobą, nie przejmować się tym, co oni pomyślą o jej zachowaniu. I jedna uwaga: w Anglii nie ma żółtych taksówek, to cecha charakterystyczna wyłącznie dla USA. Wielka Brytania wozi się czarnymi. http://www.zdartetrampki.pl/fotografie/liverpool/p1000153.jpg

    Tobias: Jego postać wydaje mi się najbardziej nijaka i bezpłciowa. Jest jak taki bierny obserwator, który pełni funkcję beznamiętnego tła. Mam jednak nadzieję, że mnie kiedyś zaskoczy.

    Damon:
    "Zerkam kontem oka" - kątem, na bogów! :D
    " Znowu to robisz- oświadcza, wytykając mnie palcem.
    - Co?- pytam, marszcząc brwi i kradnąc jej spod nosa wiśnię.
    - Oceniasz mnie- oświadcza, a ja cicho wzdycham." - powtarzasz dwukrotnie "oświadcza" w dość bliskiej odległości, dobrze byłoby to podmienić jakimś synonimem.
    Narracja Damona zdecydowanie mnie zawiodła. Może za wyjątkiem zakończenia, w którym pokłócił się z Kath. Ale miałam nadzieję, że będzie mniej ckliwy, nieskory do prawienia uwag bliźniaczce i upominania jej. W moim wyobrażeniu był tym typkiem, który ma wszystko w nosie i zawsze się cieszy, a on tymczasem się bardzo przejmuje! Mam nadzieję, że to się z czasem zmieni. :)

    Katniss udała Ci się równie perfekcyjnie, co Katherine. Opanowana, rozsądna, usiłowała dojść z Damonem do porozumienia, być ponad tym całym bałaganem i ominąć zimne stosunki z Kath. Rzeczywiście sprawia wrażenie idealnej opiekunki ogniska rodzinnego i choć początkowo obawiałam się, że będzie dość nudną postacią, to chyba zmienię zdanie, bo może być zupełnie odwrotnie.

    Caroline. Też nieco mnie zawiodła narracja z jej perspektywy. Oczekiwałam w niej więcej nostalgii, przemyśleń, choć i tak jest nienajgorzej. Wspomina rodziców, swojego ex, który niefortunnie spopielił ich rodziców. Jest uczuciowa, miła i delikatna.

    Ogółem ciekawy pomysł z podziałem narracji, choć musisz rzeczywiście nieco popracować nad stylem każdej z postaci. Żeby bardziej się różniły, były charakterystyczne.
    No i zapowiada się niezła jatka. Pogodzenie tych wybuchowych charakterków chyba graniczy z cudem. Przyglądanie się temu procesowi z punktu widzenia czytelnika będzie przyjemnością, w wolnej chwili przybędę, by poczytać o dalszych losach rodzeństwa. :))

    Tymczasem zapraszam do siebie na nowy rozdział. :)
    Pozdrawiam!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak dogłębną analizę! Później jednak dużo się zmienia, zarówno w charakterach jak i w narracji- pojawiają się inne postaci :)
      Mimo wszystko dziękuję za rady i pozostawiony komentarz, to wiele dla mnie znaczy ! :)

      Usuń