niedziela, 21 lutego 2016

I don't love you anymore, goodbye

Bonnie
    Siedzę na czarnej kanapie, przykryta kolorowym kocem, w dłoniach trzymając kubek z gorącą, czarną kawą. Kiedy Paloma odnalazła mnie na pustkowiu nie mówiła zbyt wiele. Wspomniała coś o jakiejś Evie, telefonie alarmowym o moim zaginięciu i długich poszukiwaniach. Wykonała krótki telefon, mówiąc tylko " mam ją, zaraz będziemy na miejscu ", po czym przywiozła mnie tutaj. Jest to ogromny, dawno opuszczony hangar, w którym dawniej odbywała się produkcja maleńkich pozytywek z wizerunkiem Królowej Elżbiety. Teraz jest to siedziba Strix. Wstawiono nowe, szczelne okna i drzwi, a wnętrze urządzono na rodzaj sali do ćwiczeń. Są tutaj dwie klatki do walki, głównie dla wampirzych członków stowarzyszenia, mnóstwo różnej broni i arena dla czarownic, gdzie mogą próbować swoich sił w różnych rodzajach magii. Oprócz tego jest też strefa zabaw, gdzie stoją stoły do bilarda i tenisa stołowego, na ścianach wiszą tarcze do lotek i zwykle gra skoczna muzyka. Tu i ówdzie stoją sofy, kanapy, fotele i stoliki. Jest to miejsce, z którego właściwie nie trzeba wychodzić, bo wszystko można tutaj znaleźć. Ja spędziłam tutaj noc, pod czujnym okiem kilku członków stowarzyszenia, na naprawdę wygodnym łóżku, tuż za klatką numer jeden.
    Naprzeciwko mnie siedzi Paloma. Teraz widzę dlaczego Damon był w niej zakochany. Jest przepiękna. Ma niespotykane, ostre rysy twarzy, cudowną karnację, nieskazitelną cerę i głębokie, czekoladowe oczy. Jej uśmiech jest cudownie, olśniewająco biały, a ton głosu przyprawia o dreszcze. Musi być świetną piosenkarką. Prawdę mówiąc, nie zdziwię się, jeżeli Damon wciąż ją kocha i zechce znów zawalczyć o jej względy. Który normalny facet wypuściłby taką kobietę z rąk? Tuż obok niej, na podłodze siedzi szczupła dziewczyna, z kolorowymi pasemkami we włosach. W dłoniach obraca szklankę z sokiem, której uważnie się przygląda. Martwi się czymś, mogę wyczytać to z wyrazu jej twarzy. Dookoła kręci się mnóstwo osób. Jedni rozmawiają między sobą, inni mi się przyglądają, a jeszcze inni wydają się mieć mnie w głębokim poważaniu. Tych ostatnich lubię najmocniej.
- Czyli przyjechaliście tutaj, prosić o pomoc?- pyta, już chyba po raz setny, Paloma, a ja zaciskam usta w cienką linię i przytakuję skinieniem głowy.
- Tak, już o tym opowiadałam. Katherine została porwana przez miejscowe wilki, zabiła ich alfę i wszczęła wojnę. Wilkołaki szykują się na nas już od kilku tygodni. Wiele sfor przybywa spoza stanu, aby ich wesprzeć, a my...
- Wy, czyli kto?- przerywa mi nastolatka, a ja zerkam na nią, nieco zmieszana.- Ty, Damon i wasza nowa rodzinka?- syczy, a ja unoszę lekko brwi.
- Aya, daj spokój- prosi ją Paloma, a ona głośno prycha i rozciera ścierpnięty kark dłońmi.
- Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że można być tak bezczelnym- szepcze, a ja zatapiam usta w gorącej kawie, próbując zrozumieć jej zachowanie. Jest jedną z niewielu, która wyraża swoją niechęć do Damona i wydaje mi się, że ma ku temu ogromne powody. Zastanawiam się jakie, a Paloma pyta dalej.
- Jak wielu jest tych wilkołaków, że Damon posunął się aż do powrotu do Londynu?- pyta, a ja wzruszam delikatnie ramionami.
- Nie wiemy dokładnie. W ciągu ostatnich dwóch tygodni przybyły trzy watahy. Jeżeli nie wezwano nikogo więcej i nikt nie przybył, zanim zaczęliśmy robić zwiady, to jest ich około setka.
- Setka wściekłych wilkołaków, chcących pomścić swoją alfę, przeciwko komu?- pyta, a ja zerkam na nią i uświadamiam sobie, że ona mi nie wierzy. A raczej wierzy, ale myśli, że to tylko wymówka. Myśli, że za próbą proszenia o pomoc, kryje się jakiś podstęp. W co, do cholery, wpakował mnie ten Damon?
- Setka wściekłych wilkołaków, przeciwko...- zaczynam i wyliczam na palcach osoby, które w Bornoldswick są w stanie stanąć do walki. Ja, babcia, Damon, Kath, Tobias, Katniss, Caroline, Elijah i Joshua.- Przeciwko piątce wampirów, dwóm czarownicom, jednemu wilkołakowi i potężnej hybrydzie. Brzmi imponująco, co?- dodaję zgryźliwie, a Paloma posyła mi wesoły uśmiech. Chyba mogłybyśmy się dogadać, w normalnym życiu, gdzie nie byłoby całego tego zgrzytu między jej wielką rodzinką, a moim nowym, starym przyjacielem. Dlaczego starym? Bo gdy tylko go uwolnimy, wykopię go z mojego życia, raz na zawsze.
- To byłby dobry powód...-szepcze siedząca na podłodze dziewczyna, a ja cicho wzdycham.
- To jedyny powód- odpowiadam, patrząc na kawę falującą w kubku.- Nie wiedziałam w co się pakuję. Damon opowiedział mi pokrótce tylko o tobie- dodaję, patrząc znów w twarz Palomy, która sięga po szklankę z herbatą i uważnie mnie obserwuje. Próbuje zbadać moje zachowanie. Doszukuje się jakiś oznak zdenerwowania, kłamstwa, knucia, ale nic z tego- ja nie potrafię oszukiwać. Już jako dziecko zwykle wpadałam w tarapaty, przez kłamstwa, które nieudolnie wymyślałam na swoją obronę. Mój brak talentu zwiększa się w sytuacjach stresowych, jak ta, w której obecnie się znajduję.- Czy ten zamek, w którym byliśmy, to dwór królewski?- pytam, a one obie przytakują skinieniem głowy. Zagryzam wargi, ale to nie powstrzymuje gorzkiego uśmiechu, który wylewa się z mojego wnętrza.
- Co cię tak bawi?
- Ten facet to chodzące nieszczęście- odpowiadam, wzruszając ramionami.- Rodzina go albo ignoruje, albo wykorzystuje, jedyną osobą w mieście, która chce spędzać z nim czas, to ja, chociaż teraz na pewno się to zmieni i istnieje wiele sposobów, aby go zabić. Ktoś mógłby porzucić go w lesie, albo zakopać żywcem, w zemście za jego złe uczynki, a tymczasem zginie na dworze Królowej Elżbiety- oświadczam, nie kryjąc frustracji.- Wiecie ile świrów oddałoby wszystko, byleby zginąć w takim miejscu?- dodaję, a Paloma cicho się śmieje.
- Damon zawsze był szczęściarzem- zauważa, a ja biorę głęboki wdech i ciężko wypuszczam powietrze. Zerkam na maleńką ranę na mojej lewej dłoni i mimowolnie wracam pamięcią do dnia, w którym Damon pozwolił mi prowadzić swój wóz, złapaliśmy gumę i za karę miałam sama wymienić koło, co nie skończyło się dla mnie zbyt dobrze. Pamiętam jego śmiech i jednoczesną troskę w oczach, kiedy walcząc z pragnieniem pomagał mi opatrzyć ranę. Do moich oczu napływają łzy. Nienawidzę tego, nigdy nie lubiłam płakać, uznając to za oznakę słabości. Po śmierci rodziców i siostry nauczyłam się, że pokazywanie słabości, to najgorsze, co można zrobić. Zwykle sprowadza to na ciebie zgraję współczujących, głaskających cię po głowie udawanych przyjaciół, którzy ostatecznie i tak cię porzucą. Jakim  przyjacielem jest Damon? Czy znajdując okazję na opuszczenie Bornoldswick, nie spakowałby po prostu walizek i nie zniknął? A ja? Jaką przyjaciółką jestem ja? Czy nie powinnam poprosić o telefon i zadzwonić do babci, aby kogoś po mnie przysłała? Kogo powinnam postawić na pierwszym miejscu? Siebie, czy Damona?
- Pozwolicie im go zabić?- pytam, podnosząc głowę i patrząc na Palomę, która momentalnie poważnieje. Odstawia szklankę na blat stolika, opiera łokcie na kolanach i rozmasowuje swój kark. Aya, wciąż siedząc na podłodze, skrywa twarz w dłoniach.
- Ten dupek zawsze to robi- sapie, przez palce.- Zawsze zjawia się w nieodpowiednim momencie i miesza nam w głowach- dodaje, a ja nie reaguję. Chcę tylko to usłyszeć. Chcę wiedzieć, jaką podejmą decyzję.
- Musiałabym zwołać radę, poświęcić temu trochę czasu. Uwięzili go w samym sercu zamku, jest świetnie strzeżony. Poza tym o tej porze roku mało kto wychodzi za drzwi, więc zamek jest pełen niewinnych ludzi, niemających pojęcia, co się dzieje- mówi spokojnie Paloma, a ja czuję, jak serce podskakuje mi do gardła i sprawia, że wyrasta w nim gula, zmuszająca mnie do strachu. Nie oddycham, tak długo, aż nie padnie werdykt.
- Powinniśmy się zastanowić, czy warto zmuszać wszystkich do rzucenia pracy i przyjechania na pogawędkę o Damonie McIntire.
- Przepraszam, ale chyba się przesłyszałem- oznajmia mężczyzna, stając po mojej lewej stronie. Jest wysoki, ciemne włosy i ładne, piwne oczy. W dłoni trzyma butelkę z piwem.- Czy ty właśnie poddałaś w wątpliwość zasługi Damona?- pyta, unosząc gniewnie brwi, a nastolatka wywraca teatralnie oczami, ignorując jego pytanie.- Nie muszę ci chyba przypominać Aya, że ty także masz wobec niego pewne zobowiązania, co?- warczy, a dziewczyna piorunuje go wzrokiem.
- Niby jakie?
- Chociażby takie, że gdyby nie on, nigdy nie zjawiłaby się tutaj Katherine, a ty zgniłabyś w tej piwnicy i już dawno by cię tutaj nie było!- wypala, podczas gdy Aya podnosi się z ziemi i staje z nim oko w oko.- Jeżeli pozwolisz mu umrzeć, ona się o ty dowie...
- Och, błagam cię! Próbujesz mnie wystraszyć?
- Próbuję ci uświadomić, że jesteś tylko rozpieszczoną gówniarą, a czujesz się, niczym protegowana do pozycji przywódcy Strix- warczy, pochylając się nad nią i wytykając ją palcem.
- Martwisz się, że mogłabym cię wygryźć?- kpi z niego, a on odpycha ją od siebie z taką siłą, że cofa się aż o trzy duże kroki. W sali nastaje cisza, wszyscy zwracają swoje oczy ku nim, a pomiędzy nimi strzelają pioruny.
- Nieważne kim jesteś, Aya. Katherine urwie ci głowę, a ja z ochotą jej w tym pomogę!- grozi jej, a do mnie dociera, że on mówi o siostrze Damona. Ilu z rodziny McIntire ma tutaj znajomych i wrogów? Czuję się, jak dziecko, które zgubiło się w supermarkecie i prawdopodobnie nigdy nie odnajdzie swojej mamy. Nie mam pojęcia o niczym, ani o nikim, a w pamięci wciąż pojawia mi się obraz związanego Damona, skazywanego na śmierć.
    Drzwi do sali otwierają się i pojawia się w nich dziewczyna, która pomagała mi, podczas wynoszenia mnie z zamku. Ma charakterystyczny, czarny rzemyk zawiązany wokół szyi.
- Nie będzie takiej potrzeby, Cooper- oświadcza, a ja patrzę na dwójkę osób, które przyprowadziła ze sobą i odruchowo zerkam na zegar wiszący na ścianie. Czy to w ogóle możliwe? Tuż za dziewczyną kroczy dumnie Tobias. Ubrany w czarne spodnie i skórzaną kurtkę, ma zawzięty wyraz twarzy, jakby za chwile miał wyrwać komuś serce i je usmażyć, a kilka kroków za nim pojawia się powód kłótni Ayi i Coopera- Katherine McIntire. Wydaje się, że wszyscy ją tutaj znają, a nawet chyba podziwiają.
 
Katherine
    Siedzę na kanapie, obok przerażonej moją bliskością Bonnie i próbuję poskładać w całość jej myśli. Boi się, że jestem na nią zła- co za absurd! Boi się, że Damonowi naprawdę coś się stanie- nigdy na to nie pozwolę! Zastanawia się, jak będzie wyglądała ich znajomość, po tym wszystkim co przeszli- martwię się, że nie będzie żadnej znajomości.
- Sabaty mają nad nami przewagę liczebną. Wielu członków Strix wyjechało do innych miejsc w kraju i nie jesteśmy w stanie wezwać ich tutaj do północy, a wtedy właśnie ma odbyć się egzekucja Damona- tłumaczy Paloma, stojąc u boku Tobiasa i żwawo gestykulując dłońmi.- Poza tym, o tej porze roku, zamek jest pełen niewinnych ludzi, nie wiedzących, co się dzieje dookoła nich, nie możemy ich narażać- oznajmia, a ja marszczę brwi i zerkam na nią, nie kryjąc zdenerwowania.
- Czy ty właśnie powiedziałaś, że mamy pozwolić Damonowi umrzeć, bo nie chcesz narażać niewinnych ludzi?- pytam, cichym głosem, starając się panować nad swoimi emocjami. Paloma zerka na mnie, splata ramiona na klatce piersiowej i głośno wdycha.
- Rozumiem, że to wasz brat i chcecie go uratować, ale...
- To także opiekun naszej linii- przerywa jej Eva. Zawsze ją lubiłam. Wygląda na łagodną i nieco niezdecydowaną, ale prawda jest taka, że to ciężki orzech do zgryzienia, zwłaszcza jeśli chodzi o mojego brata. Łączy ich pewnego rodzaju więź, co na pewno ułatwi mi sprawę, z przekonaniem jej do ratowania go.
- Tak, wiem- odpowiada, po dłuższej chwili namysłu Paloma i na moment zamyka oczy, aby nad czymś się zastanowić. Wsłuchuję się w jej myśli. Damon uratował jej życie, pozbył się jej macochy, pomógł jej w stworzeniu Strix, duża część stowarzyszenia jest z nią, dzięki niemu, tęskniła za nim, jest mu winna pomoc, ale... Zawsze jest jakieś ale, a ja zwykle je bagatelizuję. Jeżeli pierwsza myśl jest na tak, to po co zamęczać się szukaniem złych stron?- Nie mogę zadecydować za wszystkich- oznajmia, a Eva prycha, obejmując się ramionami.- Coś cię bawi?- warczy przywódczyni stowarzyszenia, a dziewczyna posyła jej gniewne spojrzenie.
- Nie wiem po co Damon tutaj przyjechał, ale na pewno jest to coś ważnego- warczy, robiąc krok w jej stronę.- Inaczej nie wpakowałby się w całe to bagno! Więc, tak, bawi mnie twój brak zainteresowania jego sytuacją!
- Są rzeczy ważne i ważniejsze- odpowiada, a ja zerkam na Bonnie i obie rozumiemy się bez słów. Czy ona właśnie nazwała Damona rzeczą?
- Wystarczy- oznajmiam, wstając z kanapy. Miastowa czarownica robi to samo i zaczyna zbierać swoje rzeczy.- Nie chcesz nam pomóc? Nie będziemy nad tym ubolewać. Pójdziemy po naszego brata sami- wyjaśniam i zerkam na Tobiasa, który wzrusza ramionami.
- Nie mamy nic do stracenia- dodaje i cała nasza trójka kieruje się do wyjścia. W sali wybucha wrzawa. Kilku chce iść z nami, ale Paloma ich powstrzymuje, grożąc wydaleniem z Strix, inni ubliżają jej i próbują zmusić, aby nas zatrzymała, ale jest nieugięta. Wychodzimy i ruszamy w stronę wozu Tobiasa.
- Co teraz zrobimy?- pyta przerażona Bonnie, kiedy otwieram przed nią drzwi samochodu.
- Pójdziemy na tą egzekucję- odpowiadam, spoglądając znacząco na mojego młodszego brata.- I zabierzemy Damona do domu- dodaję, aby ją pocieszyć, ale nie wydaje się, jakbym ją przekonała. Siada na tylnej kanapie, zapina pas i zsuwa się tak nisko, że ledwo widać ją w lusterku wstecznym. Wsłuchuję się w jej myśli i zaczynam czuć wobec niej litość. Nie chce, aby Damonowi stało się coś złego, co oznacza, że zdążyła się do niego przywiązać. Szkoda, że nikt jej przed tym nie powstrzymał. Zakładam okulary przeciwsłoneczne i zerkam na Tobiasa, który odpala silnik.- Przyjdą- zapewniam go, a on ostatni raz zerka w stronę hangaru i wyjeżdżamy na drogę.
- Skąd masz tą pewność?- pyta czarownica, a ja odwracam się do niej i gorzko się uśmiecham.
- Paloma jest hybrydą i nie może zabić jej kołek w serce, ani żadne zaklęcie, ale jeżeli Damon umrze, ona pójdzie do piachu razem z nim, podobnie jak Eva, jej starszy brat Hector i cała reszta wampirów, które stworzył- tłumaczę jej, a w jej głowie zaczyna pobrzmiewać nadzieja.
- Mogę wysłać mu wiadomość- zauważa, po dłuższej chwili namysłu i oboje z Tobiasem patrzymy na nią, jak na wariatkę. Uśmiecha się.- Znam zaklęcie, dzięki któremu może dostać moją wiadomość, gdziekolwiek jest...

Damon
    Zerkam na zegar na ścianie i klnę pod nosem, widząc, że wybiła dopiero osiemnasta. Siedzę zamknięty już prawie dobę i mam wrażenie, że za moment oszaleję. Minęło już tyle godzin i nikt nie przyszedł mi z pomocą, nikt nawet nie dał o sobie znać. Zastanawiam się, co teraz dzieje się w mieście, a dokładniej z Katherine. Jako bliźnięta mamy ze sobą pewnego rodzaju magiczną więź. Możemy wpływać na siebie nawzajem, biorąc pod uwagę nasze stany psychiczne i emocje. Od czasu przemiany często odczuwaliśmy ogromną potrzebę zobaczenia się nawzajem. Na początku sądziliśmy, że to zwykła tęsknota za siostrą, albo bratem, ale potem okazało się, że nigdy nie odczuwaliśmy czegoś takiego wobec reszty naszego rodzeństwa. Jasne, tęskniliśmy, ale nigdy tak dramatycznie i nagle. Po kilku latach okazało się, że Katherine może widzieć, co się ze mną dzieje. Miewała wizje z moim udziałem, za każdym razem, kiedy wpadałem w tarapaty. Przestaliśmy to ignorować, bo zrozumieliśmy, że to dar, dzięki któremu możemy chronić siebie nawzajem. Co więc widzi, albo czuje teraz Kath? Ja nie czuję nic i dzięki temu wiem, że wszystko u niej w porządku.
    Przewracam się na bok i próbuję zasnąć, ale nie pozwala mi na to zdenerwowanie. Nigdy dotąd nie bałem się tak bardzo, że rzeczywiście zostanę wydany na śmierć. Na uroczystości będzie mnóstwo potężnych czarownic, sam sobie z nimi nie poradzę. Znając życie, nie zdążę nawet jęknąć, a już będę martwy. Jak więc miałbym z tego wyjść? Umrę, bez dwóch zdań. Podnoszę się do pozycji siedzącej i rozcieram kark, próbując gorączkowo wpaść na jakiś diabelski plan, ale w głowie mam pustkę. Ciągle widzę szarpiącą się i krzyczącą Bonnie, pomagającą jej Eve i Hectora. A więc Strix musi wiedzieć, że tutaj jestem. Muszą wiedzieć, że potrzebuję pomocy. Pytanie brzmi, czy zechcą mi pomóc? O tym zadecyduje Paloma, więc muszę brać pod uwagę najgorsze możliwości.
    Ma prawo mnie nienawidzić, w końcu zostawiłem ją w naprawdę ciężkiej chwili jej życia. Jej macocha i reszta starszyzny umarła, wieść o jej nowej naturze rozeszła się z prędkością światła, a jej ojciec ją znienawidził. Strix było na etapie początkowym. Ciągle były z tym stowarzyszeniem jakieś problemy. Raz nie mieliśmy miejsca na spotkania, drugi nie mieliśmy możliwości szybkiego kontaktu, a poza tym... Paloma się zmieniła. Zamknęła się w sobie, stała się opryskliwa i wulgarna, a jej plany obejmowały krwawe jatki, niemal za każdym razem. Reszta stała się taka jak ona. Założeniem stworzenia Strix była ochrona miasta, a zamiast tego zaczęto je niszczyć. Z jednej strony na Londyn napierały wściekłe, pragnące zemsty sabaty, a z drugiej wolne od praw i rozkazów członkowie Strix, z hybrydą na czele. To nie mogło skończyć się dobrze. Od zawsze lubiłem walkę, ale nie chciałem, aby łowcy znów wtargnęli do mojego życia i spróbowali mi je odebrać. Dlatego odszedłem, a Paloma musiała zapanować nad samą sobą. Z tego co wiem, opamiętała się w dzień śmierci jej ojca, kiedy to Tellex ukarał go za aprobowanie działań jego córki.
    Chcę znów się położyć, ale zatrzymuję się w pozycji, w której opieram się na łokciach i patrzę na lustro, naprzeciwko łóżka. Czerwoną szminką, na tafli lustra napisane jest :

Przyjdziemy po ciebie - K,T,B

Marszczę brwi, nie do końca rozumiejąc, co tak właściwie się dzieje i rozglądam się dookoła, w poszukiwaniu jakiejś osoby, która mogłaby to napisać. Nie ma w sypialni, która jest moim więzieniem, nikogo, oprócz mnie. Odszyfrowuję trzy ostatnie litery wiadomości: Katherine, Tobias, Bonnie. To oznacza, że Bonnie nic nie jest, a w mieście jest moje rodzeństwo. Szeroki uśmiech wstępuje na moje usta, opadam na plecy i śmieję się w głos, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Nie umrę, jeszcze nie dziś.

Tobias
    Do tej pory miałem młodą Bonnie, za niedoświadczoną, przestraszoną nastolatkę, którą swoją drogą powinna być. Tymczasem po całym tym koszmarze, który przeszła z powodu mojego brata, jest gotowa zrobić wszystko, aby go uratować. Albo się w nim zakochała, albo jest typem człowieka, który walczy o swoich przyjaciół, na śmierć i życie. W obu przypadkach, cieszę się, że trafiło na nią, a nie na kolejną arogancką, zbyt pewną siebie kobietę, jakie Damon miał w zwyczaju przyciągać. Z Bonnie współpracuje się o wiele łatwiej, niż z Palomą.
    Naskrobała na małej karteczce krótką wiadomość, położyła ją na mapie Londynu i odmówiła krótkie zaklęcie, które sprawiło, że wiadomość spłonęła, a popiół przemieścił się na zamek królewski, w którym uwięziony jest nasz brat. Wytłumaczyła, że wiadomość pojawi się tam, gdzie go zamknięto.
    Jesteśmy w jakimś opuszczonym mieszkaniu, które Katherine znalazła w niezbyt legalny sposób- po prostu wkroczyła do środka, nawet nie pukając, z zamiarem zahipnotyzowania każdego, kto stanie jej na drodze. Na szczęście dla ludności Londynu, mieszkanie było puste. Siedzi na parapecie, uważnie patrząc na życie toczące się na ulicy i rozmyśla. Jest zła, bo nie może nic zrobić i smutna, bo Damon jest gdzieś całkowicie sam, prawdopodobnie będąc pewnym, że umrze. Ja wiem jedno, nie pozwolę aby go spalono, nawet gdybym miał zająć jego miejsce.
- Chcę iść z wami- oświadcza Bonnie, podnosząc się z łózka i łapiąc za kubek z kawą, którą zaparzyła. W mieszkaniu są meble i nawet żywność, więc ktoś musiał je opuścić niedawno. Nie odważyliśmy się niczego zjeść, ale kawa wciąż jest dobra, więc pozwoliliśmy sobie na poczęstunek. Patrzę, jak czarownica podaje kubek Katherine i posyła jej błagające spojrzenie.
- Nie możesz- odpowiada moja siostra.- Erin by nam nie wybaczyła, gdyby coś ci się stało.
- Nie zostanę tutaj i nie będę grzecznie czekała- oznajmia buntowniczo, a ja cicho się śmieję. Czy wszystkie nastolatki z Bornoldswick są tak narwane? Mam wrażenie, jakbym patrzył na Beatrice.
- Tris zgodziła się wyjść na spotkanie watasze Joshuy- wypalam nagle, bo zdaję sobie sprawę, że wciąż nie powiedziałem o tym nikomu z reszty mojego rodzeństwa. Wiemy tylko ja, Katniss i Josh, a przecież Katherine powinna być tego świadoma. Spogląda na mnie, jak na idiotę, a ja wzruszam ramionami.- Próbowałem ją powstrzymać, ale Joshua przekonał ją, że jego wilki nic jej nie zrobią- tłumaczę, a ona głośno prycha.
- Nie wiem dlaczego Katniss mu ufa- zauważa, a ja unoszę delikatnie brwi.
- Zapewne z tego samego powodu, z którego ty ufasz Elijah- zauważam, a Bonnie zaciska usta w cienką linię i szybko ulatnia się, po czym siada na parapecie okna, po drugiej stronie salonu.
- Żartujesz? Katniss nie ma uczuć, nie wierzę, że w kimś się zakochała- kpi sobie Katherine, a ja uśmiecham się i siadam obok niej.
- Oboje wiemy, że to nieprawda- szepczę, a ona poważnieje. Wie to. Wie, że pod maską, którą nosi Katniss kryje się uczuciowa, pełna strachu starsza siostra, gorączkowo próbująca chronić swoje młodsze rodzeństwo. One obie kłócą się od zawsze, ale nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek wystawiły się na niebezpieczeństwo. Chronią się, kryjąc swoją miłość pod awanturami i gniewem. Zerkam na zamyśloną Bonnie i ogarnia mnie niepokój. Co jeżeli nam się nie uda i wszyscy zginiemy? Jak poradzi sobie Katniss, co zrobi Erin, jak zareaguje Caroline? Nigdy nie wystawiliśmy się na takie ryzyko i mam wrażenie, że coś robimy źle. Tylko co?- Bonnie, znasz jakieś zaklęcia maskujące, albo chroniące?- pytam, a ona zerka na mnie znad kubka i lekko się uśmiecha.
- Znam- odpowiada krótko i słyszę jak jej serce przyśpiesza bicia. Cieszy się, że będzie mogła coś zrobić. Spoglądam znacząco na Katherine, a ona blado się uśmiecha.
- Ilu z nas jesteś w stanie ochronić?- pyta, a młoda czarownica wzrusza ramionami.
- Góra dwójkę- odpowiada cicho, a ja poważnieję. Patrzę na moją siostrę, a ona wpatruje się w kubek z kawą. Oboje wiemy, że to będzie ciężki wybór.
- Ty i Damon- mówię, a ona kręci przecząco głową.
- Ty i Damon- odpowiada, a ja wywracam teatralnie oczami. No to wracamy do punktu wyjścia. Jak zadecydować w tak ciężkiej sytuacji?
- Wy wszyscy- oświadcza Bonnie, patrząc na nas z drugiego końca pokoju.- Spróbuję- dodaje i posyła nam blady uśmiech.

Damon
    Dwóch silnych mężczyzn prowadzi mnie przez tłum. Są tutaj wszystkie czarownice z sabatu Tellex i te z pozostałych sabatów, które chcą zobaczyć mój koniec. Przede mną kroczy dumnie blondwłosa regentka. Ma na sobie białą suknię, która sięga do samej ziemi, a włosy rozpuściła, więc sięgają jej niemal do pasa. Pochodnie umocowane na drzewach wzdłuż alejki, płonią żywym ogniem, a na samym środku opuszczonego, ogrodzonego dookoła wysokim murem placu stoi starannie ułożony stos drewien, na którym mam wyzionąć ducha. Wszyscy patrzą na mnie z teatralnie uniesionymi czołami, jakby chcieli mi pokazać, że dzisiaj to oni mają przewagę. Arogancko się uśmiecham, widząc jedną z znajomych mi twarzy- jest to stara, rudowłosa czarownica, która ścigała mnie po mordzie, którego dokonałem. Rzuca się w moją stronę, ale powstrzymuje ją jeden z moich ochroniarzy i spokojnie kroczymy dalej. Docieramy do podestu, na którym wpychają mnie na stos i przywiązują do drewnianej belki.
- Zebraliśmy się tutaj dzisiaj, aby pomścić tych, których zabrał nam ten bezlitosny, okrutny potwór!- oznajmia regentka, a wśród tłumu rozbrzmiewa krzyk aprobaty. Chcą mojej śmierci.- Damon McIntire zapisał się w historii tego miasta, w naszej historii, jako powód rozpadu sabatów! To on poprowadził słabszych, mniej odpornych, na działanie złych jednostek do walki przeciwko nam! To on pozwolił im myśleć, że jednocząc się poza naszymi kręgami, mogą osiągnąć więcej! To on dał początek temu barbarzyństwu, które teraz dzieje się na naszych ulicach!- krzyczy i rozpoczyna się wrzawa. Czarownice gwiżdżą, rzucają obelgami i oskarżeniami, a ja spokojnie ich wysłuchuję, wiedząc, że to wierutne bzdury. Strix nie miało zabijać, a ratować i jednoczyć. Ich ciemna strona, to nie moja sprawka. Nie mam jednak zamiaru się bronić, nie widzę w tym sensu.- Damon McIntire zabił najpotężniejsze z nas wszystkich, tym samym burząc harmonię, nad którą sabaty pracowały całe wieki! Ten oto tutaj mężczyzna, krwiopijca, istota mroku, prosto z piekieł sprawił, że i nasze życia zaczęły przypominać koszmar! Odebrał nam babcie, matki, opiekunki i głowy sabatu! Odebrał życie naszej starszyźnie, osłabiając nas i ściągając na nas gniew przodków! A dziś umrze!- na jej ostatnie słowa wszyscy powstają, wymachują rękoma i krzyczą, ile sił w płucach, chcąc tym samym wyrazić swoje szczęście z mojego końca. Odchylam głowę i patrzę w niebo. Nie widać księżyca, ani gwiazd. Chmury są gęste i czarne, a niebo ani trochę nie przypomina nieba, które widywałem wcześniej. Zamykam oczy i wracam do słonecznego Miami, Nowego Jorku latem i Aspen. Uśmiech wkrada się na moje usta. Jeżeli dzisiaj umrę, umrę świadomy tego, że wykorzystałem swoje życie w stu procentach. Zwiedziłem miejsca, które chciałem zobaczyć, tańczyłem do białego rana, piłem na dachu najwyższego budynku świata, spałem w najdroższych apartamentach, kochałem i byłem kochany. Miałem rodzinę, która pomimo częstych awantur i wielu powodów do potępiania mnie, zawsze stawała u mojego boku. Miałem przyjaciół. Miałem Evę i Hectora, których uratowałem znad krawędzi przepaści. Miałem cudowną siostrę bliźniaczkę, którą wszyscy mieli za potwora i tylko ja jeden wiedziałem, że w głębi duszy to dobry człowiek. Miałem Bonnie, która zaufała mi pomimo tego, że wiedziała kim byłem, która potrafiła mnie rozbawić, kochała mój samochód tak samo, jak ja i nie zwątpiła we mnie, ani przez chwilę.
- Damonie McInitre- wzywa mnie regentka, a ja otwieram oczy i patrzę na nią, bez jakichkolwiek uczuć malujących się na mojej twarzy.- W imieniu sabatu Tellex i sabatów mu podległych, skazuję cię na śmierć, poprzez publiczne spalenie na stosie. Czy chcesz coś powiedzieć?- pyta, a ja posyłam jej arogancki uśmiech.- Czy ktoś z zebranych chce zabrać głos?- zwraca się do milczącego tłumu, a ja słyszę wolne, delikatne kroki, wyłaniające się gdzieś spomiędzy czarownic stojących na czele.
- Ja mam- rozbrzmiewa głos mojej siostry, która wyłania się i staje kilka kroków od podestu. Patrzy na mnie, z uśmiechem triumfu, a że jej ufam, to wierzę, że mnie uratuje.
- Kim jesteś?- pyta regentka, a moja siostra posyła jej wrogie spojrzenie.
- Och, nie przedstawiłam się?- pyta, wolnym krokiem wchodząc na podest, na którym się znajdujemy.- Gdzie moje maniery?- kpi sobie i staje obok regentki, przodem do tłumu.- Nazywam się Katherine McIntire i przyszłam tutaj po mojego brata- oświadcza i wszyscy poważnieją. Wśród tłumu wybucha harmider, w którym można zauważyć kilka postaci, przedzierających się do przodu. Blondwłosa przywódczyni unosi dłonie, tym samym uciszając swoich poddanych. Zerka na moją siostrę i posyła jej żałośnie uroczy uśmiech.
- To bardzo odważne z twojej strony, przychodzić tutaj w pojedynkę, jednak muszę cię rozczarować. Twój brat zginie, a ty możesz stanąć z boku i popatrzeć- oznajmia, a ja widzę, jak ciało mojej siostry się napręża. Odważnym i lekkomyślnym jest mówienie takim tonem do Kath. Splata ramiona na klatce piersiowej, zerka w stronę tłumu i nieco zbyt długo milczy, budując napięcie.
- Och, kto powiedział, że przyszłam w pojedynkę?- szepcze Katherine, tak, że tylko regentka i ja możemy to dosłyszeć i w jednej chwili łapie ją za włosy, obraca i stając za nią, zaciska dłoń na jej gardle. Z tłumu wypada jakiś mężczyzna, dopada do podestu i próbuje zaatakować moją siostrę jakimś zaklęciem, ale nie działa. Szybko pojmuję fakty i rozumiem, że ktoś nas ochrania. Jakiś wampir łapie mężczyznę za głowę, szarpie nim do tyłu i wbija kły w jego szyję. Facet osuwa się do jego stóp, a w tłumie wybucha walka. Czarownice głośno wykrzykują zaklęcia, jednak zanim zdążą nimi dotknąć kogokolwiek, już padają martwe. Na pomoc mi przybyły niemal same wampiry, moi podopieczni, albo podopieczni mojej bliźniaczki. Gdzieś w oddali miga mi Tobias i jego pistolet na srebrne kule, jednak nigdzie nie widzę Bonnie. Wolne od ataków czarownice idą w moją stronę, wykrzykując słowa w łacinie, albo grece, a ja czuję, że moja ochrona słabnie. Powoli zaczyna boleć mnie głowa, potem mam wrażenie, jakby ktoś zaciskał ręce na mojej szyi, a na końcu moje kości zaczynają pękać. Czuję, jak krew zaczyna wypływać z mojego nosa, moich uszu i oczodołów. Eva odwraca się, zaalarmowana moim krzykiem i w ułamku sekundy rozrywa jedną z atakujących mnie czarownic na strzępy. Towarzyszy jej czarnoskóry mężczyzna, którego nigdy dotąd nie widziałem. Moich uszu dobiega krzyk Katherine, która klęczy przed regentką, nie mogąc powstrzymać jej przed wbijaniem kciuków w swoje oczy. Ktokolwiek nas ochraniał, stracił swoją moc. Eva i jej towarzysz łamią karki dwóm ostatnim kobietą, które padają bez życia na trawnik. Za moimi plecami pojawia się Hector, brat Evy i mój podopieczny i uwalnia mnie z węzłów. Moment zajmuje mi powrót do normalnego stanu i zbierając ostatki sił, odciągam regentkę od mojej siostry i rzucam nią na drugi koniec podestu. Uderza o stos i osuwa się po nim, wydając głośny jęk. Czarownice uciekają w popłochu, wycofują się, poddając wpływowi rozszalałych wampirów, a ja klękam obok Katherine i odsłaniam jej zakrwawioną twarz.
- Bonnie- szepcze, płytko oddychając.- Jej zaklęcie się urwało- dodaje i opiera dłonie na posadzce, głośno kaszląc. W moich uszach pobrzmiewa rozpaczliwy krzyk Evy, a kiedy się oglądam, widzę głowę regentki, w ręce jednego z wampirów i jej ciało, bezwładnie toczące się w dół, po marmurowych schodach. Zabił ją Hector, jej własny brat.

***

    Wchodzę do mieszkania, w którym przebywała Bonnie i patrzę na rozstawione na podłodze świece, które ktoś zgasił. W salonie jest zaduch, śmierdzi siarką i świeżą krwią, a Bonnie leży na samym środku, nieprzytomna. Dopadam do niej, podnoszę ją i słysząc rytm bicia jej serca oddycham z ulgą. Nawet nie wiem, kiedy mocno trzymając ją w ramionach, zaczynam kołysać ją, jak małe dziecko. Nie umarłem i ona także. Oboje jesteśmy żywi i bezpieczni. Na szczęście. Całuję delikatnie jej czoło, a ona mamrocze coś, jeszcze na pół nieprzytomna. Jej dłonie błądzą po moich ramionach, a kiedy odnajdują moją twarz, otwiera oczy.
- Żyjesz- szepcze, a ja delikatnie się uśmiecham.
- Ty też- odpowiadam, a ona wydaje cichy jęk.
- Było ich za dużo, bałam się, że nie będę mogła długo odpychać ich magii i was bronić i wtedy...- zaczyna się tłumaczyć, ale uciszam ją, kręcąc przecząco głową.
- Nic nam nie jest- zapewniam ją, a ona spogląda w moje oczy. Strach nie zniknął, coś się stało, kiedy była tutaj sama. Marszczę brwi, a ona przełyka ciężko ślinę. Patrzę na ranę na jej czole i rozdartą wargę, po czym zaczynam się domyślać, że to nie magia atakujących nas czarownic ją ogłuszyła, a ktoś uderzył ją czymś ciężkim.- Kto?- pytam, a ona obejmuje mnie mocno ramionami i wspina się na kolana, aby móc lepiej na mnie spojrzeć. Klęczymy naprzeciwko siebie, a ona obejmuje drobnymi dłońmi moje policzki. 
- Paloma- odpowiada, a ja zamykam oczy i opadam na dywan. Cieszę się, że ani Tobias, ani Katherine nie przyszli tutaj ze mną. Nie chcę, aby ktokolwiek, oprócz Bonnie widział mnie w tak żałosnej sytuacji.- Przyszła, kiedy tylko Katherine i Tobias wyjechali. Myślałam, że chce mi pomóc, ale kiedy zerwałam z wami więź, poczułam okropny ból głowy i zobaczyłam jak...- urywa i patrzy na mnie ze łzami w oczach. Nie płacze z powodu swojego bólu i strachu, a ubolewając nade mną. Płacze z powodu końca mnie i Palomy. Płacze, bo wie, jak bardzo boli mnie wybór kobiety, którą uznawałem za miłość mojego życia. Paloma chciała mojej śmierci, przyszła, aby uniemożliwić Bonnie chronienie nas, w trakcie akcji. Przyszła, aby się upewnić, że umrę.
    Biorę głęboki wdech i podnoszę się, jednocześnie pomagając wstać Bonnie. Pozwalam jej oprzeć się na moim ramieniu i oboje ruszamy do wyjścia. Teraz już wiem, że nigdy więcej nie wrócę do Londynu. 
    Schodzimy na dół, a obok wozu Tobiasa stoją Eva i Hector. Przekazuję Bonnie mojemu bratu, a sam podchodzę do dwójki wampirów, aby im podziękować.
- Pojedziemy z tobą- oświadcza Eva, zanim zdążę cokolwiek powiedzieć.- Wszyscy- dodaje, a ja zerkam na zaparkowane nieco dalej samochody. 
- Zdecydowaliśmy, że w Strix nie ma już dla nas miejsca- wyjaśnia Hector, a ja przytakuję skinieniem głowy.- Może mniejsze miasto, będzie dla nas lepsze?- dodaje, a ja łobuzersko się do niego uśmiecham.
- Tam też nie znajdziesz sobie dziewczyny- oznajmiam i cała nasza trójka zaczyna się śmiać. Patrzę ponad ich głowami na Ayę, podopieczną mojej siostry, która byłą najlepszą przyjaciółką Palomy i widzę, że ona także opuszcza stowarzyszenie. Teraz w Strix pozostaną same czarownice. Być może Londyn nieco odetchnie, od krwawych bitew i powstań. Być może tak będzie lepiej. 
- Jedzie z nami prawie dwudziestka- mówi Tobias, kiedy siadam na miejscu pasażera, a on odpala silnik. Spoglądam na niego i krzywo się uśmiecham.
- Czyli się opłacało, co?

2 komentarze:

  1. Rozdział po prostu boski *.*
    Podobało mi się to, że rodzeństwo ratowało brata i fajnie, że im się udało ;) Denerwowała mnie ta Aya, taka pyskata osóbka wrrr... No ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Bonnie chyba jest zakochana w Damonie prawda? Gdyby tak nie było, nie ryzykowałaby życia dla niego.
    Oczywiście czekam na kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na kolejny rozdział http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
    i przy okazji na moje nowe tłumaczenie może Ci się spodoba :) http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aya jeszcze trochę z nami zostanie :D A co do Bonnie i Damona, to sprawa będzie nieco bardziej skomplikowana :D :D
      Dziękuję za Twoją opinię i na pewno zajrzę na nowy blog! :*

      Usuń