So they dug your grave,
And the masquerade will come calling out,
At the mess you made...
Rozdział ten miał rzucić na postać Damona trochę jasnego światła, ale jak zwykle pojawiło się kilka faktów, bez których historia ta nie miałaby sensu. Poza tym, po raz kolejny zostawię was z niewiadomą. Wybaczcie mi i pozostawcie swoją opinię! Nie spodziewajcie się jednak walentynkowych słodkości- co to, to nie.
Bonnie
Budzę się. Powoli wraca mi świadomość i pamięć, a wraz z nimi wzrasta mój strach. Pamiętam rudowłosą czarownicę, zawzięcie dążącą do pokonania mnie i Damona. Pamiętam jego krzyk, krew płynącą z jego nosa i oczu, a przede wszystkim brak możliwości oddychania. Nerwowo sięgam dłońmi do mojej szyi i czuję obrzęk, po duszeniu, jakby ktoś naprawdę zacisnął wokół niej pętlę i to naprawdę mocno. Jednak to uczucie już minęło i oddycham bez problemu. Ból sprawia mi przełykanie śliny, poruszanie karkiem i wydaje się, że sama egzystencja. Jest ciemno. Na początku jestem pewna, że zwyczajnie nie mogę otwierać oczu, ale kiedy mrugam już po raz setny jestem pewna, że ktoś założył mi opaskę, co jedynie potęguje moje przerażenie. Zaczynam się szarpać i uświadamiam sobie, że na dodatek złego jestem przywiązana. Nie do krzesła, bo siedzę na zimnej posadzce, a do jakiegoś słupa, może filara. Ciężko jest mi to ocenić. Wpadam w panikę i nagle słyszę głos Damona.
- To na nic, nie szarp się- poleca mi, a ja mam ochotę wrzeszczeć. Nie szarp się?! Gdzie ja jestem, co się ze mną dzieje?! Niech ktoś odsłoni mi oczy!
- Cisza!- warczy ktoś, uświadamiając mi, że wszystkie swoje myśli dosłownie wykrzyczałam w głos. Blondwłosa kobieta zrywa mi opaskę z oczu i piorunuje mnie wzrokiem z góry, a ja gorączkowo rozglądam się dookoła. Okazuje się, że siedzę na marmurowej podłodze, przykuta do ogromnego, zdobionego filara, na samym środku sali balowej. Wydaje się, że to sala balowa jakiegoś przepięknego, starego i równocześnie ogromnego zamku. Damon siedzi obok, również ma zasłonięte oczy i dodatkowo skute nogi. A co w całej tej scenerii jest najbardziej paraliżujące? Cała masa ludzi, stojąca dookoła nas. Są wszędzie. Na schodach, pod nimi, na balkonach, blisko i daleko. Zamek jest nimi przepełniony. Jedni wyglądają zwyczajnie, inni jak służba, a jeszcze inni nieco zbyt elegancko.
- Damon- szepczę, a on odruchowo odwraca głowę w moją stronę.- Czy my jesteśmy w zamku królewskim?
Damon
Kiedy ostatni raz widziałem Palomę Snuff, była kimś tak potężnym, że mój rozum nie mógł tego pojąć, a moje serce nie było w stanie dłużej się oszukiwać. Nie kochałem jej już tak, jak na początku naszej historii.
Przybyłem do Londynu w poszukiwaniu mojego młodszego brata. Od kilku tygodni dochodziły nas wieści, że ktoś na niego poluje, a nawet, że zginął. W Wielkiej Brytanii, z całej naszej czwórki, byłem tylko ja, więc zgodziłem się sprawdzić, co u niego. Spotkałem się z nim na granicy dwóch potężnych stanów. Ktoś rzeczywiście go tropił, ale on się nie bał. Taki już był i jest nadal- nic, co łowcze nie jest mu straszne. W czasach naszej świetności łatwo wtapiał się w towarzystwo łowców, jakiś czas był nawet w Radzie Miasta, która potem stanęła z nami do walki. Jako jedyny z całej naszej rodziny, potrafi posługiwać się bronią białą, a także palną. Zna większość sztuk walki. Jest zwyczajnym wojownikiem. Wyjechał, nie chcąc zostawać dłużej w Londynie, a ja i tak nie miałem powodów, aby wracać do poprzedniego miasta.
Paloma była córką właściciela, jednego z najbardziej rozpoznawalnych pubów z jazzem w całym Londynie. Bywałem w tym miejscu naprawdę często, ze względu na jej osobę. Była piękna, jak anioł, zesłany, aby sprowadzić mnie na dobrą drogę. A poza tym jej głos potrafił sprawić, że traciłem kontakt z rzeczywistością. Zwyczajnie się w niej zakochałem, jak szczeniak. A ona zakochała się we mnie. Szybko poznałem jej historię. Była czarownicą, praktykującą od szesnastego roku życia. Należała do sabatu Tellex, pod który podlegały wszystkie inne sabaty w mieście. Przywódczynią była jej macocha- Aveline. Była rudowłosą, anorektycznie szczupłą i naprawdę odtrącającą kobietą. Jej rządy były porównywane do rządów niejednego dyktatora. Tworzyła prawo, którego brak respektowania karała publiczną egzekucją. Sam byłem świadkiem mordu niejednego mężczyzny i niejednej kobiety, którzy spróbowali się zbuntować. A Paloma była osobą, która stała między młotem, a kowadłem. Z jednej strony nienawidziła Aveline z całego serca i życzyła jej zdegradowania, a z drugiej strony wiedziała, jak bardzo kochał ją jej ojciec i jak bardzo cierpiałby po jej utracie. Wspierałem ją. Starałem się być dla niej każdego dnia, w każdej chwili, ale to nie wystarczało. Wiele razy powtarzała, że żałuje, że nie może być taka, jak ja. Rozumiałem ją. Jako jedyny z całej mojej rodziny cieszyłem się z natury, jaką obdarowali mnie rodzice. W końcu bycie wampirem oznacza wieczną młodość, niekończący się seksapil, szybkość, siłę, niemalże niezniszczalność. Czego więc miałbym żałować? A ona właśnie taka chciała być. Chciała być na tyle silna, aby pokonać Aveline i zrzucić ją z tronu.
Raz do roku, dnia czternastego lutego czarownice z dzielnicy odprawiały rytuał, prosząc przodków o wsparcie na kolejny rok. W całym mieście odbywała się parada miłości, więc nie musiały martwić się o niepotrzebnych gapiów, albo ciekawskich, chcących zburzyć harmonię. Jednak tego roku miało być inaczej, mroczniej. Aveline oświadczyła na spotkaniu sabatów, że najsilniejsze złączą z nią swój los na czas rytuału. Natomiast ta, spośród czarownic od szesnastego, do dziewiętnastego roku życia, która zostanie uznana za najpotężniejszą, zostanie poświęcona przodkom. Ciało tej nastolatki miało zostać przejęte przez duszę zza światów, która zmarła, zanim zdołała dokończyć ważne dla czarownic sprawy. Nie muszę chyba wspominać, że tą osobą okazała się być Paloma, prawda?
W całym tym przemówieniu Aveline oboje wyczuwaliśmy podstęp. Paloma była protegowaną do przejęcia pozycji głowy sabatu, a jej macocha wyczuwała, że niedługo dojdzie do buntu, którego nie zdoła stłumić. Postanowiła więc pozbyć się problemu. Za Palomą wielu skoczyłoby w ogień, biorąc pod uwagę, że była córką mężczyzny, który zbudował dzielnicę od podstaw. Nie było jednak chętnych do otwartego sprzeciwu. Sabaty zgodziły się na rozkazy Aveline. Paloma miała zostać stracona, w celu złożenia ofiary.
Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy poprosiła o odrobinę mojej krwi. Miał to być eksperyment. Chciała sprawdzić, jak jej magiczna natura zareaguje na wampirzą krew. Zgodziłem się. Podawałem jej kilka kropel krwi każdego dnia i wiedziałem do czego to prowadzi. Moja krew dawała jej pewność, że nikt nie może jej zaszkodzić. Ta pewność dodała jej odwagi. W przeciągu miesiąca zrzeszyliśmy sobie dużą grupę sojuszników, a kiedy ich grupa była nie do policzenia, postanowiliśmy spróbować jakoś ich zaznaczyć. W ten sposób powstało największe w Wielkiej Brytanii stowarzyszenie Strix*, zrzeszające czarownice z miasta, chcące opuścić sabaty i uwolnić się spod rządów Aveline i reszty starszyzny. Z biegiem czasu do stowarzyszenia zaczęły dołączać inne wynaturzenia, jak wampiry, a nawet wilki. Wszyscy poszukiwali społeczeństwa, do którego mogliby dołączyć bez poświęcenia niczego w zamian.
Nadejście dnia rytuału przyniosło z sobą strach, jakiego nigdy nie odczuwałem. Paloma odmówiła pomocy ze strony Strix i pozwoliła myśleć Aveline, że wygrała. Prawda była inna. Nie wliczając do tego planu członków naszego społeczeństwa wydaliśmy wyrok na połączoną z Aveline starszyznę. Fakt, że związały swoje życie z życiem głowy sabatu ułatwił nam sprawę.
Po dziś dzień, kiedy zamykam oczy widzę Aveline, podcinającą gardło Palomy. Wystarczył mi moment, aby ją dopaść i rozerwać jej ciało na strzępy. Patrzyłem jak dwanaście, połączonych z Aveline czarownic padało, jedna po drugiej, tracąc życie.
W ten sposób Paloma zamieniła się w najpotężniejszą kreautrę, zwaną hybryda. Będąc w połowie czarownicą i w połowie wampirem, stała się wybuchowa, nerwowa i niebezpieczna. Jej wampirza strona była dla niej niekończącym się źródłem mocy. Takich, jak ona nie ma w Strix. Nazywana jest w kręgach Heretykiem, ze względu na jej odmienność.
Pytanie Bonnie upewnia mnie w tym, że znajdujemy się na dworze królewskim, w siedzibie sabatu Tellex. Ktoś gwałtownie zrywa czarny worek z mojej głowy i mogę spojrzeć na zebranych. Jest ich tutaj wielu. Sławy, politycy, aktorzy. Kto by pomyślał, że tak wiele osób może mieć coś wspólnego z magią, ba, być stworzeniami magicznymi. Zerkam na Bonnie, aby upewnić się, że wszystko z nią w porządku i razi mnie widok rany na jej szyi. Słyszę szamotaninę, spoglądam przed siebie i widzę szczupłą, czarnowłosą dziewczynę, z charakterystycznym rzemykiem zawiązanym wokół szyi, która wyrywa się z ramion jakiegoś osiłka. Eva.
- Damon McIntire- odzywa się blondynka, stojąca najbliżej naszej dwójki, a ja spoglądam na nią z ukosa.
- Mógłbym udawać, że wiem kim jesteś, ale nie wydaje mi się, że to odpowiedni pomysł- oznajmiam, uświadamiając jej, że jej nie znam. Właściwie nigdy jej nie widziałem, ale domyślam się, że to kobieta, która przejęła rolę Palomy, czyli jest regentką sabatów.
- Powinieneś się cieszyć, że mnie nie znasz- mówi, unosząc delikatnie brwi. Wygląda zabawnie. Jest stosunkowo młoda, a jej blond włosy dodają jej uroku. Próbuje być groźna, ale mimika jej twarzy powala na kolana. Słyszę, jak Bonnie parska śmiechem i sam nie wytrzymując, pozwalam sobie na kpiący uśmiech.
- Co was tak bawi?- warczy osilek, stojący za jej plecami, a ja wzruszam ramionami, nie odczuwając strachu.
- Jest was tutaj stosunkowo dużo- zauważam, przyglądając mu się uważnie.- A do straszenia mnie wybraliście szesnastolatkę, która jeszcze nawet nie wyrosła z okresu buntu- zauważam i słyszę ciche śmiechy, gdzieś z tyłu sali. Zerkam na Eve, która zdążyła już się uspokoić i posyłam jej uspokajający uśmiech.
- Damonie McItire- odzywa się starsza kobieta, wyłaniająca się z tłumu.- Czekaliśmy na ciebie ponad piętnaście lat- oznajmia, a ja zerkam na zaciekawioną Bonnie. Gdyby znała moją historię i wiedziała co uczyniłem temu sabatowi, nie byłaby taka spokojna.- Przez piętnaście lat twoje diabelskie nasienie, które zasiałeś w naszej dzielnicy truło nam krew. Napadli na nas, organizowali ciche bunty, mordowali, a to wszystko w twoim imieniu. Chociaż opusciłeś nasz dom, wciąż byłeś obecny w ich chorych umysłach...
- Uważaj co mówisz, Muriel- zwraca jej uwagę, w sposób naprawdę bezczelny Eva, a Regentka ucisza ją skinieniem dłoni.
- A my nie mogliśmy się im sprzeciwić. Za każdym razem, kiedy skazywaliśmy jedno z twoich wynaturzen na śmierć, Strix odbierało nam w zamian piątkę potężnych członków sabatu- wyjaśnia, a mnie już nie jest do śmiechu. Wiem, do czego zmierza.- W imieniu królewskiego sabatu Tellex i sabatów mu podległych...
- Chwila- przerywam jej, a wyraz jej twarzy tężeje.
- Jak śmiesz...
- Jestem okropny, bezczelny i nie mam szacunku, wiem- przerywam jej po raz kolejny.- Ale chyba mam prawo do obrony, prawda?
- Do obrony?- kpi sobie blondynka, a ja zerkam na nią i wzruszam ramionami.- No dobrze, słuchamy co morderca ma na swoją obronę!- krzyczy do zebranych, a Bonnie spogląda na mnie z łzami w oczach. Jest zmęczona, boi się, a do tego dowiaduje się o mnie rzeczy, których nigdy bym nie wyjawił. Nienawidzi mnie, widzę to w jej oczach.
- Po pierwsze od ponad piętnastu lat nie miałem kontaktu z członkami Strix, więc nie mogłem mieć wpływu na ich działanie- oznajmiam, a w sali wybucha harmider. Wszyscy szepczą, wskazują mnie palcem i nie kryją oburzenia.- Poza tym nie wydaje mi się, aby ktokolwiek z nich chciał walczyć w moim imieniu.
- Dlaczego? Im też powybijałeś rodziny?- pyta ktoś z tłumu, a ja wywracam teatralnie oczami.
- Ponieważ członkowie Strix uczeni są szacunku do samego siebie i nie walczyliby w imieniu kogoś, kto nigdy tego nie doceni- oznajmiam oschle i widzę jak tłum się rozstępuje, przepuszczając na przód wysokiego, dobrze zbudowanego faceta. Hector. Staje obok Evy i ujmuje jej dłoń, a ona nie odrywa ode mnie swoich sowich ślepi.
- Nawet, jeśli nie jesteś odpowiedzialny za ich poczynania z ostatnich piętnastu lat, to wciąż jesteś odpowiedzialny za śmierć naszej starszyzny- zauważa blondynka, a ja zaciskam usta w cienką linię, uważnie się jej przyglądając. Teraz to widzę. Nos, oczy, a nawet charakterystyczny kształt brody- ona i Eva są spokrewnione.
- To prawda- oznajmiam, a Hector posyła mi zdziwione spojrzenie.- Zanim wydacie na mnie wyrok, mogę mieć ostatnie życzenie?- pytam, a przez salę przepływa fala śmiechu.
- Ależ oczywiście- odpowiada sarkastycznie staruszka, a ja spoglądam na przerażoną Bonnie.
- Ona nie jest niczemu winna, nawet nie wiedziała, dokąd ją zabieram- mówię cicho, a ona szybko rozumie co mam zamiar zrobić.
- Nie- warczy, posyłając mi wrogie spojrzenie.- Nawet się nie waż!
- Oddajcie ją w ręce Strix- wypowiadam swoje życzenie, a ona zamyka oczy i opiera głowę o filar, nie kryjąc zdenerwowania.
- Myślę, że to nie będzie problem- odzywa się blondynka, a ja spoglądam na Eve i Hectora. Oboje nie ruszają się z miejsca, kiedy jakiś facet uwalnia Bonnie z więzów i zmusza ją do podniesienia się z podłogi, po czym ciągnie ją przez tłum.
- Damonie McItire- widzę przerażenie w oczach Bonnie, która wyrywa się z ramion mężczyzny, ciągnącego ją w stronę wyjścia.- W imieniu sabatu Tellex i sabatów mu podległych skazuję cię- widzę, jak Eva pomaga Bonnie podnieść się z podłogi, na którą rzucił ją zdenerwowany osiłek i szepcze jej coś do ucha, popychając ją w stronę drzwi.- Za morderstwo trzynastu czarownic, składających się na błogosławioną starszyznę miasta, w tym głowy naszego sabatu na karę śmierci- Bonnie znika mi z pola widzenia, a ja przenoszę wzrok na spanikowaną Eve, która próbuje przedrzeć się przez czarownice tworzące wokół mnie krąg zamknięty.- Poprzez publiczną egzekucję, w postaci spalenia na stosie- oświadcza, a przerażający krzyk wyrywa się z gardła młodej dziewczyny, która została przemieniona w wampira za pomocą mojej krwi.
Bonnie
Uparty, niezbyt miły osiłek rzuca mną o podłogę, mając dosyć mojego szarpania się, a ja wydaję cichy jęk i próbuje wstać. Ktoś mi pomaga, dokładając usta do mojego ucha.
- Zawiadom Palome, niech zwoła Strix- rozkazuje mi jakaś dziewczyna, a jej słowa mieszają się ze słowami wydawanego na Damona wyroku. Nienawidzę go za to, że mnie tutaj przywiózł i wpakował w całe to szambo, ale myśl, że może umrzeć mnie przeraża. Nie mogę na to pozwolić.
Kolejne wydarzenia są dla mnie niczym dziki pęd. Zostaję wyprowadzona z zamku, wrzucona do jakiegoś wozu, pozbawiona możliwości mówienia, poprzez zaklejone taśmą usta i znów skrępowana. Strach nie pozwala mi realnie ocenić sytuacji. Wydaje mi się, że jedziemy całe wieki, a kiedy siłą zostaję wyrzucona na zimną, mokrą ziemię i wóz odjeżdża pozwalam, aby pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Jestem w samym środku pustego, szarego, wilgotnego lasu, związana. Czy kiedykolwiek wcześniej cieszyłam się tak bardzo, że jestem czarownicą? Nigdy.
Przybyłem do Londynu w poszukiwaniu mojego młodszego brata. Od kilku tygodni dochodziły nas wieści, że ktoś na niego poluje, a nawet, że zginął. W Wielkiej Brytanii, z całej naszej czwórki, byłem tylko ja, więc zgodziłem się sprawdzić, co u niego. Spotkałem się z nim na granicy dwóch potężnych stanów. Ktoś rzeczywiście go tropił, ale on się nie bał. Taki już był i jest nadal- nic, co łowcze nie jest mu straszne. W czasach naszej świetności łatwo wtapiał się w towarzystwo łowców, jakiś czas był nawet w Radzie Miasta, która potem stanęła z nami do walki. Jako jedyny z całej naszej rodziny, potrafi posługiwać się bronią białą, a także palną. Zna większość sztuk walki. Jest zwyczajnym wojownikiem. Wyjechał, nie chcąc zostawać dłużej w Londynie, a ja i tak nie miałem powodów, aby wracać do poprzedniego miasta.
Paloma była córką właściciela, jednego z najbardziej rozpoznawalnych pubów z jazzem w całym Londynie. Bywałem w tym miejscu naprawdę często, ze względu na jej osobę. Była piękna, jak anioł, zesłany, aby sprowadzić mnie na dobrą drogę. A poza tym jej głos potrafił sprawić, że traciłem kontakt z rzeczywistością. Zwyczajnie się w niej zakochałem, jak szczeniak. A ona zakochała się we mnie. Szybko poznałem jej historię. Była czarownicą, praktykującą od szesnastego roku życia. Należała do sabatu Tellex, pod który podlegały wszystkie inne sabaty w mieście. Przywódczynią była jej macocha- Aveline. Była rudowłosą, anorektycznie szczupłą i naprawdę odtrącającą kobietą. Jej rządy były porównywane do rządów niejednego dyktatora. Tworzyła prawo, którego brak respektowania karała publiczną egzekucją. Sam byłem świadkiem mordu niejednego mężczyzny i niejednej kobiety, którzy spróbowali się zbuntować. A Paloma była osobą, która stała między młotem, a kowadłem. Z jednej strony nienawidziła Aveline z całego serca i życzyła jej zdegradowania, a z drugiej strony wiedziała, jak bardzo kochał ją jej ojciec i jak bardzo cierpiałby po jej utracie. Wspierałem ją. Starałem się być dla niej każdego dnia, w każdej chwili, ale to nie wystarczało. Wiele razy powtarzała, że żałuje, że nie może być taka, jak ja. Rozumiałem ją. Jako jedyny z całej mojej rodziny cieszyłem się z natury, jaką obdarowali mnie rodzice. W końcu bycie wampirem oznacza wieczną młodość, niekończący się seksapil, szybkość, siłę, niemalże niezniszczalność. Czego więc miałbym żałować? A ona właśnie taka chciała być. Chciała być na tyle silna, aby pokonać Aveline i zrzucić ją z tronu.
Raz do roku, dnia czternastego lutego czarownice z dzielnicy odprawiały rytuał, prosząc przodków o wsparcie na kolejny rok. W całym mieście odbywała się parada miłości, więc nie musiały martwić się o niepotrzebnych gapiów, albo ciekawskich, chcących zburzyć harmonię. Jednak tego roku miało być inaczej, mroczniej. Aveline oświadczyła na spotkaniu sabatów, że najsilniejsze złączą z nią swój los na czas rytuału. Natomiast ta, spośród czarownic od szesnastego, do dziewiętnastego roku życia, która zostanie uznana za najpotężniejszą, zostanie poświęcona przodkom. Ciało tej nastolatki miało zostać przejęte przez duszę zza światów, która zmarła, zanim zdołała dokończyć ważne dla czarownic sprawy. Nie muszę chyba wspominać, że tą osobą okazała się być Paloma, prawda?
W całym tym przemówieniu Aveline oboje wyczuwaliśmy podstęp. Paloma była protegowaną do przejęcia pozycji głowy sabatu, a jej macocha wyczuwała, że niedługo dojdzie do buntu, którego nie zdoła stłumić. Postanowiła więc pozbyć się problemu. Za Palomą wielu skoczyłoby w ogień, biorąc pod uwagę, że była córką mężczyzny, który zbudował dzielnicę od podstaw. Nie było jednak chętnych do otwartego sprzeciwu. Sabaty zgodziły się na rozkazy Aveline. Paloma miała zostać stracona, w celu złożenia ofiary.
Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy poprosiła o odrobinę mojej krwi. Miał to być eksperyment. Chciała sprawdzić, jak jej magiczna natura zareaguje na wampirzą krew. Zgodziłem się. Podawałem jej kilka kropel krwi każdego dnia i wiedziałem do czego to prowadzi. Moja krew dawała jej pewność, że nikt nie może jej zaszkodzić. Ta pewność dodała jej odwagi. W przeciągu miesiąca zrzeszyliśmy sobie dużą grupę sojuszników, a kiedy ich grupa była nie do policzenia, postanowiliśmy spróbować jakoś ich zaznaczyć. W ten sposób powstało największe w Wielkiej Brytanii stowarzyszenie Strix*, zrzeszające czarownice z miasta, chcące opuścić sabaty i uwolnić się spod rządów Aveline i reszty starszyzny. Z biegiem czasu do stowarzyszenia zaczęły dołączać inne wynaturzenia, jak wampiry, a nawet wilki. Wszyscy poszukiwali społeczeństwa, do którego mogliby dołączyć bez poświęcenia niczego w zamian.
Nadejście dnia rytuału przyniosło z sobą strach, jakiego nigdy nie odczuwałem. Paloma odmówiła pomocy ze strony Strix i pozwoliła myśleć Aveline, że wygrała. Prawda była inna. Nie wliczając do tego planu członków naszego społeczeństwa wydaliśmy wyrok na połączoną z Aveline starszyznę. Fakt, że związały swoje życie z życiem głowy sabatu ułatwił nam sprawę.
Po dziś dzień, kiedy zamykam oczy widzę Aveline, podcinającą gardło Palomy. Wystarczył mi moment, aby ją dopaść i rozerwać jej ciało na strzępy. Patrzyłem jak dwanaście, połączonych z Aveline czarownic padało, jedna po drugiej, tracąc życie.
W ten sposób Paloma zamieniła się w najpotężniejszą kreautrę, zwaną hybryda. Będąc w połowie czarownicą i w połowie wampirem, stała się wybuchowa, nerwowa i niebezpieczna. Jej wampirza strona była dla niej niekończącym się źródłem mocy. Takich, jak ona nie ma w Strix. Nazywana jest w kręgach Heretykiem, ze względu na jej odmienność.
Pytanie Bonnie upewnia mnie w tym, że znajdujemy się na dworze królewskim, w siedzibie sabatu Tellex. Ktoś gwałtownie zrywa czarny worek z mojej głowy i mogę spojrzeć na zebranych. Jest ich tutaj wielu. Sławy, politycy, aktorzy. Kto by pomyślał, że tak wiele osób może mieć coś wspólnego z magią, ba, być stworzeniami magicznymi. Zerkam na Bonnie, aby upewnić się, że wszystko z nią w porządku i razi mnie widok rany na jej szyi. Słyszę szamotaninę, spoglądam przed siebie i widzę szczupłą, czarnowłosą dziewczynę, z charakterystycznym rzemykiem zawiązanym wokół szyi, która wyrywa się z ramion jakiegoś osiłka. Eva.
- Damon McIntire- odzywa się blondynka, stojąca najbliżej naszej dwójki, a ja spoglądam na nią z ukosa.
- Mógłbym udawać, że wiem kim jesteś, ale nie wydaje mi się, że to odpowiedni pomysł- oznajmiam, uświadamiając jej, że jej nie znam. Właściwie nigdy jej nie widziałem, ale domyślam się, że to kobieta, która przejęła rolę Palomy, czyli jest regentką sabatów.
- Powinieneś się cieszyć, że mnie nie znasz- mówi, unosząc delikatnie brwi. Wygląda zabawnie. Jest stosunkowo młoda, a jej blond włosy dodają jej uroku. Próbuje być groźna, ale mimika jej twarzy powala na kolana. Słyszę, jak Bonnie parska śmiechem i sam nie wytrzymując, pozwalam sobie na kpiący uśmiech.
- Co was tak bawi?- warczy osilek, stojący za jej plecami, a ja wzruszam ramionami, nie odczuwając strachu.
- Jest was tutaj stosunkowo dużo- zauważam, przyglądając mu się uważnie.- A do straszenia mnie wybraliście szesnastolatkę, która jeszcze nawet nie wyrosła z okresu buntu- zauważam i słyszę ciche śmiechy, gdzieś z tyłu sali. Zerkam na Eve, która zdążyła już się uspokoić i posyłam jej uspokajający uśmiech.
- Damonie McItire- odzywa się starsza kobieta, wyłaniająca się z tłumu.- Czekaliśmy na ciebie ponad piętnaście lat- oznajmia, a ja zerkam na zaciekawioną Bonnie. Gdyby znała moją historię i wiedziała co uczyniłem temu sabatowi, nie byłaby taka spokojna.- Przez piętnaście lat twoje diabelskie nasienie, które zasiałeś w naszej dzielnicy truło nam krew. Napadli na nas, organizowali ciche bunty, mordowali, a to wszystko w twoim imieniu. Chociaż opusciłeś nasz dom, wciąż byłeś obecny w ich chorych umysłach...
- Uważaj co mówisz, Muriel- zwraca jej uwagę, w sposób naprawdę bezczelny Eva, a Regentka ucisza ją skinieniem dłoni.
- A my nie mogliśmy się im sprzeciwić. Za każdym razem, kiedy skazywaliśmy jedno z twoich wynaturzen na śmierć, Strix odbierało nam w zamian piątkę potężnych członków sabatu- wyjaśnia, a mnie już nie jest do śmiechu. Wiem, do czego zmierza.- W imieniu królewskiego sabatu Tellex i sabatów mu podległych...
- Chwila- przerywam jej, a wyraz jej twarzy tężeje.
- Jak śmiesz...
- Jestem okropny, bezczelny i nie mam szacunku, wiem- przerywam jej po raz kolejny.- Ale chyba mam prawo do obrony, prawda?
- Do obrony?- kpi sobie blondynka, a ja zerkam na nią i wzruszam ramionami.- No dobrze, słuchamy co morderca ma na swoją obronę!- krzyczy do zebranych, a Bonnie spogląda na mnie z łzami w oczach. Jest zmęczona, boi się, a do tego dowiaduje się o mnie rzeczy, których nigdy bym nie wyjawił. Nienawidzi mnie, widzę to w jej oczach.
- Po pierwsze od ponad piętnastu lat nie miałem kontaktu z członkami Strix, więc nie mogłem mieć wpływu na ich działanie- oznajmiam, a w sali wybucha harmider. Wszyscy szepczą, wskazują mnie palcem i nie kryją oburzenia.- Poza tym nie wydaje mi się, aby ktokolwiek z nich chciał walczyć w moim imieniu.
- Dlaczego? Im też powybijałeś rodziny?- pyta ktoś z tłumu, a ja wywracam teatralnie oczami.
- Ponieważ członkowie Strix uczeni są szacunku do samego siebie i nie walczyliby w imieniu kogoś, kto nigdy tego nie doceni- oznajmiam oschle i widzę jak tłum się rozstępuje, przepuszczając na przód wysokiego, dobrze zbudowanego faceta. Hector. Staje obok Evy i ujmuje jej dłoń, a ona nie odrywa ode mnie swoich sowich ślepi.
- Nawet, jeśli nie jesteś odpowiedzialny za ich poczynania z ostatnich piętnastu lat, to wciąż jesteś odpowiedzialny za śmierć naszej starszyzny- zauważa blondynka, a ja zaciskam usta w cienką linię, uważnie się jej przyglądając. Teraz to widzę. Nos, oczy, a nawet charakterystyczny kształt brody- ona i Eva są spokrewnione.
- To prawda- oznajmiam, a Hector posyła mi zdziwione spojrzenie.- Zanim wydacie na mnie wyrok, mogę mieć ostatnie życzenie?- pytam, a przez salę przepływa fala śmiechu.
- Ależ oczywiście- odpowiada sarkastycznie staruszka, a ja spoglądam na przerażoną Bonnie.
- Ona nie jest niczemu winna, nawet nie wiedziała, dokąd ją zabieram- mówię cicho, a ona szybko rozumie co mam zamiar zrobić.
- Nie- warczy, posyłając mi wrogie spojrzenie.- Nawet się nie waż!
- Oddajcie ją w ręce Strix- wypowiadam swoje życzenie, a ona zamyka oczy i opiera głowę o filar, nie kryjąc zdenerwowania.
- Myślę, że to nie będzie problem- odzywa się blondynka, a ja spoglądam na Eve i Hectora. Oboje nie ruszają się z miejsca, kiedy jakiś facet uwalnia Bonnie z więzów i zmusza ją do podniesienia się z podłogi, po czym ciągnie ją przez tłum.
- Damonie McItire- widzę przerażenie w oczach Bonnie, która wyrywa się z ramion mężczyzny, ciągnącego ją w stronę wyjścia.- W imieniu sabatu Tellex i sabatów mu podległych skazuję cię- widzę, jak Eva pomaga Bonnie podnieść się z podłogi, na którą rzucił ją zdenerwowany osiłek i szepcze jej coś do ucha, popychając ją w stronę drzwi.- Za morderstwo trzynastu czarownic, składających się na błogosławioną starszyznę miasta, w tym głowy naszego sabatu na karę śmierci- Bonnie znika mi z pola widzenia, a ja przenoszę wzrok na spanikowaną Eve, która próbuje przedrzeć się przez czarownice tworzące wokół mnie krąg zamknięty.- Poprzez publiczną egzekucję, w postaci spalenia na stosie- oświadcza, a przerażający krzyk wyrywa się z gardła młodej dziewczyny, która została przemieniona w wampira za pomocą mojej krwi.
Bonnie
Uparty, niezbyt miły osiłek rzuca mną o podłogę, mając dosyć mojego szarpania się, a ja wydaję cichy jęk i próbuje wstać. Ktoś mi pomaga, dokładając usta do mojego ucha.
- Zawiadom Palome, niech zwoła Strix- rozkazuje mi jakaś dziewczyna, a jej słowa mieszają się ze słowami wydawanego na Damona wyroku. Nienawidzę go za to, że mnie tutaj przywiózł i wpakował w całe to szambo, ale myśl, że może umrzeć mnie przeraża. Nie mogę na to pozwolić.
Kolejne wydarzenia są dla mnie niczym dziki pęd. Zostaję wyprowadzona z zamku, wrzucona do jakiegoś wozu, pozbawiona możliwości mówienia, poprzez zaklejone taśmą usta i znów skrępowana. Strach nie pozwala mi realnie ocenić sytuacji. Wydaje mi się, że jedziemy całe wieki, a kiedy siłą zostaję wyrzucona na zimną, mokrą ziemię i wóz odjeżdża pozwalam, aby pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Jestem w samym środku pustego, szarego, wilgotnego lasu, związana. Czy kiedykolwiek wcześniej cieszyłam się tak bardzo, że jestem czarownicą? Nigdy.
Don't wanna let you down,
But I am hell bound...
Look into my eyes,
It's where my demons hide...
Damon
Biorę głęboki wdech przez nos i przyglądam się Evie, która zgodziła się zająć przygotowaniem mnie do egzekucji. Mam zostać spalony na stosie, przez bandę czarownic. Co za absurd! Niech tylko mnie uwolnią, a pourywam im głowy. Eva przykłada opatrunek do mojej nogi, a ja wywracam teatralnie oczami.
- Dlaczego to robisz?- pytam, a ona ani drgnie. Milczy, wciąż oczyszczając moje rany. Jest zdruzgotana. Drżą jej dłonie, pociąga nosem, próbując powstrzymać łzy i każdy głośniejszy ruch za drzwiami komnaty, w której przebywamy przyprawia ją o dreszcze. Boi się, jednak nic nie może zrobić. Wyrok sabatu nie może zostać podważony.- Dlaczego teraz jesteś jedną z nich?- pytam, nie mogąc sobie przypomnieć kiedy sabaty zaczęły przyjmować w swoje szeregi krwiopijców.
- Nie jestem- odpowiada cicho i podnosi się z klęczek.
- Co w takim razie tutaj robisz?
- Pomagam mojemu stwórcy- odpowiada krótko, a ja marszczę brwi.
- Co robisz w siedzibie Tellexu?- warczę, a ona posyła mi wrogie spojrzenie.
- Moja siostra, Camille jest regentką, która przejęła sabat po śmierci Aveline- wyjaśnia, sprzątając dookoła nas.- Jest lekkomyślna. Władza uderzyła jej do głowy. Nie mogę pozwolić, aby jej duma ją zgubiła, więc jej pilnuję- tłumaczy, a ja kiwam delikatnie głową, na znak, że rozumiem.
Zerka w stronę drzwi i robi w ich kierunku krok, ale znów się zatrzymuje.- To, co powiedziałeś- szepcze, zerkając w moją stronę.- Że twoja nieobecność była nam obojętna i że nie zrobilibyśmy dla ciebie nic- wyjaśnia, gorzko się uśmiechając.- To nieprawda. Strix istnieje dzięki tobie i nieważne na jak długo nas porzucasz, my o tym nie zapominamy- deklaruje, obejmując się ramionami.- Nawet jeśli ty zapomniałeś o nas- dodaje i tym razem wycofuje się do wyjścia. Zanim jednak zniknie za drzwiami nawołuję ją po imieniu.
- Nigdy o was nie zapomniałem- oznajmiam, a ona odwraca głowę, nie chcąc na mnie patrzeć.- Może nie zasłużyłem, abyście nadal mnie bronili, ale jeśli ja zginę, to wy...
- To my też- przerywa mi, piorunując mnie wzrokiem.- Wiem to, Damon. Może tak będzie lepiej. Żadne z nas nie zasłużyło na długie, dostojne życie. Za to powodów do uśmiercenia nas istnieje naprawdę wiele...
- Paloma nie pozwoli ci umrzeć...
- Paloma nie pozwoli umrzeć tobie- poprawia mnie i delikatnie się uśmiecha.- Nie martw się, prędzej spłonie Londyn, niż ty...
- Paloma nie pozwoli umrzeć tobie- poprawia mnie i delikatnie się uśmiecha.- Nie martw się, prędzej spłonie Londyn, niż ty...
No matter what we breed,
We still are made of greed...
This is my kingdom come...
Bonnie
Podróż wzdłuż opustoszałej drogi, na której od ponad godziny nie pojawił się żaden samochód jest dla mnie tak męcząca, że jestem pewna, że za moment zacznę krzyczeć. Może ktoś mnie usłyszy? Wychodzę na środek jezdni, zerkam w górę i biorę głęboki wdech.
- Nienawidzę mojego życia!- wrzeszczę i czuję, że mi się to podoba. Pomaga mi to w wyładowaniu złych emocji.- Nienawidzę tego miasta! Nienawidzę sabatów! Nienawidzę Damona! Boże, co ja robię?- szepczę, ukrywając twarz w dłoniach i siadając na mokrym asfalcie.- Umrę tutaj- dodaję i padam na plecy, rozkładając ramiona na boki. Patrzę w zachmurzone niebo myśląc o tym, co teraz dzieje się w Bornoldswick. Wszyscy na pewno czekają na bohaterski powrót Damona, z wsparciem, które pomoże im pokonać wilki, a tymczasem on czeka na własną egzekucję, a ja jestem zgubiona.
- Jesteśmy beznadziejni- oznajmiam i nagle słyszę odgłos pracującego silnika. Odwracam głowę i widzę nadjeżdżające audi a6, w kolorze kobaltu. Zrywam się z ziemi i wychodzę mu naprzeciw, wymachując dłońmi, niczym wariatka. Samochód zwalnia, zatrzymuje się obok mnie i szyba od strony kierowcy opada.
Moim oczom ukazuje się ciemna, ogromna burza loków, opadająca wokół szczupłej, ciemnoskórej twarzy.
- Szukam cię od ponad godziny- oświadcza, z mocnym, brytyjskim akcentem, a ja opieram dłonie na karoserii i wzdycham z ulgą.
- Paloma...
Katherine
Zrywam się do pozycji siedzącej i biorę głęboki haust powietrza, od razu odkrywając się i schodząc z łóżka. Szarpię Elijah za ramię, a kiedy otwiera oczy wybiegam z sypialni. Otwieram drzwi do pokoju Caroline, wzywam na cały głos Tobiasa i zbiegam do salonu, gdzie, jak zwykle siedzą Katniss i Shane.
- Co się dzieje?- pyta Caroline, która schodzi po schodach, w towarzystwie Elijah. Z piwnicy wyłania się Tobias.
- Z Damonem dzieje się coś złego- oświadczam, szukając mojego telefonu.
- Co masz na myśli?- pyta Katniss, podnosząc się z kanapy. Zerkam na nią i zaciskam powieki, biorąc głęboki wdech, aby się skupić.
- Piętnaście lat temu Damon zamordował starszyznę sabatu Tellex...
- Tego, który rządzi Londynem?- pyta przerażona Caroline, a ja przytakuje skinieniem głowy.- Dlaczego tam pojechał?
- Do Palomy. Razem stworzyli Strix i myślał, że mu pomogą, ale...
- Ale nie chcą mu pomóc?
- Sabat wydał na niego wyrok- oznajmiam, nie kryjąc napływających do oczu łez.- Damon zginie, jeśli natychmiast tam nie pojadę...
- Ale Katherine, to kawał drogi...
- Pojadę tam i urwe głowę każdemu, kto spróbuję zrobić mu krzywdę, jasne? Nawet jeśli to będzie sama Królowa Elżbieta.
___________
*Strix - nazwa pochodzi z serialu The Originals. Tam jest to stowarzyszenie, które zrzesza najstarsze, najpotężniejsze wampiry świata. Tu, w opowiadaniu Strix jest o wiele młodsze i przejęte przez czarownice z Londynu. Wampiry tworzą mniejszość.
Ten rozdział czytałam w totalnym szoku. Nie spodziewałam się, że Damon potrafi być taki pyskaty nawet jeśli grozi mu śmierć. Ta historia z Palomą wow!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że go uratują ;)
Życzę weny na kolejne rozdziały :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
i zapraszam na 5 rozdział
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Myślałam, że nie spodziewałaś się, że Damon może mieć tak złożoną historię. Ja sama byłam w szoku, kiedy wpadłam na ten pomysł :D Co do jego złośliwości, to przyzwyczaj się :D
UsuńA co do Palomy, to Strix pojawi się w kolejnym opowiadaniu. Zobaczysz dlaczego Damon ma tak ogromny sentyment do Katherine i dlaczego zawsze jej broni, a poza tym, kim tak naprawdę są Eva, Hector i reszta, która stanie po stronie naszego McIntire :D
Dziękuję za twoją opinię ! :*
Witaj! Chciałabym Cię serdecznie zaprosić na moje opowiadanie. Witaj! Kath Lewis chce opowiedzieć Ci historię o samotności, biedzie, niełatwych wyborach i trudnej miłości pośród gruzów starej rzeczywistości. Może mocno różni się od Twojego opowiadania, ale spróbuj, a może Ci się spodoba? Zapraszam do zostawienia swojej opinii w komentarzu.
OdpowiedzUsuńPS. Zostawiłam komentarz z moją opinią pod połogiem, ale jeszcze wrócę i zobaczę co masz ciekawego, bo czuję, że to opo warte poświęcenia czasu. :)
Pozdrawiam Xx
OCZY w OGNIU
Hejo kochana po raz kolejny! :3
OdpowiedzUsuńJejku! No to Damom nabroił! xD Spodobał mi się ten pomysł. Naprawdę świetnie to wymyśliłaś! Myślałam, że nie zgodzą się oszczędzić Bonnie xD
Hah! Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie reakcja Katherine. Widać, że więzi rodzeństwa się zacieśniły :D
Krótko, bo mam jeszcze sporo zaległości na blogach xD
Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
Maggie